Historia opowiedziana w Diluvion to jedna z najmocniejszych stron tej gry. Świat został zalany wodą, zaś jej powierzchnie pokrywa gruba, lodowa skorupa. Sytuacja nie jest jednak zupełnie beznadziejna – legendy mówią o tajemniczym artefakcie na dnie oceanu, który pozwoli uratować ludzkość. W głębinach, w ośrodkach badawczych i prowizorycznych miasteczkach żyją ocaleńcy, a wśród nich śmiałkowie, którzy starają się dotrzeć do tajemniczego przedmiotu i odmienić swój los. Jednym z takich śmiałków jest główny bohater, w którego wcielają się gracze.
Na początku czeka nas wybór jednej z trzech łodzi podwodnych, które różnią się statystykami, takimi jak zwrotność czy siła ognia. Krótko po podjęciu tej decyzji jesteśmy rzucani na głęboką wodę – zarówno metaforycznie, jak i dosłownie. Początek jest bowiem trudny, a Diluvion tłumaczy nam stosunkowo niewiele. Pierwszych kilkanaście minut walczymy nie tyle z przeciwnikami, co ze sterowaniem i pracą kamery. Oba te elementy trudno jednak nazwać zepsutymi – są po prostu specyficzne i wymagają przyzwyczajenia. Po kilku godzinach kierowanie moim okrętem przestało sprawiać jakiekolwiek problemy.
No url
Trzon rozgrywki w Diluvion stanowi eksploracja głębin. Pływamy więc od punktu do punktu, wykonujemy kolejne zadania, a także zwiedzamy różne lokacje, w których spotykamy postacie niezależne, a także pomocne przedmioty. Ciekawym pomysłem, przynajmniej na papierze, jest również konieczność zarządzania załogą. Możemy rekrutować nowych członków i obsadzać nimi stanowiska w naszej łodzi podwodnej… i w zasadzie na tym całe to zarządzanie się kończy. Trudno nie odnieść wrażenia, że mogło to zostać rozwiązane dużo ciekawiej. Za przykład lepszej realizacji takiego pomysłu może posłużyć inna produkcja niezależna – FTL: Faster Than Light, gdzie strategiczne kontrolowanie załogi było kluczowym elementem, który decydował o sukcesie lub porażce.
Po macoszemu potraktowano też elementy survivalowe. Jako kapitan łodzi podwodnej musimy dbać o dwie rzeczy – żywność i butle z tlenem. Niestety szybko okazuje się, że walka o przetrwanie występuje tu jedynie przez pierwszych kilkanaście minut. Po tym czasie jesteśmy w stanie znaleźć lub kupić tyle żywności, że starczy nam na długo, zaś tlen uzupełnia się regularnie przy każdej wizycie w podwodnych budynkach.
W Diluvion nie brakuje też walki, jednak w większości przypadków nie stanowi ona wyzwania. Można tu natrafić na zaledwie 3-4 starcia, które rzeczywiście robią wrażenie, zapadają w pamięć i dają satysfakcję, gdy uda nam się przez nie przebrnąć. Cała reszta polega po prostu na jak najszybszym strzelaniu w przeciwnika i ewentualnym unikaniu ataków.
Ciekawie wypada natomiast oprawa wizualna, która łączy w sobie grafikę trójwymiarową i dwuwymiarową. 3D widoczne jest przez większość gry, czyli podczas eksploracji i walki, zaś 2D jest nam prezentowane podczas zwiedzania wnętrz budynków i miasteczek, a także zarządzania załogą naszej łodzi. Jest to ciekawe rozwiązanie, które urozmaica rozgrywkę, ale zostało to zrealizowane w sposób nieco nierówny – o ile trójwymiarowa oprawa może się podobać, o tyle 2D wygląda po prostu słabo – lokacje są do siebie bardzo podobne, a karykaturalne wizerunki spotykanych postaci wyglądają komicznie i kompletnie nie pasują do reszty.
Niestety, Diluvion nie obyło się bez kilku irytujących rozwiązań. Nie możemy zapisywać jej w dowolnym momencie, zamiast tego mamy punkty kontrolne, które aktywują się, gdy tylko do nich podpłyniemy. Oznacza to, że zapis może dokonać się nawet w trakcie walki lub w rzadkich sytuacjach, gdy kończą nam się życiodajne zasoby. Dość nietypowo potraktowano także mapę i nawigację – z jednej strony nie mamy tutaj typowych strzałek wskazujących kierunek, w którym mamy się udać, a typową, „papierową” mapę i kompas, ale deweloperzy mimo wszystko dodali sznur złotych rybek, który pokazuje nam drogę do celu. Wygląda to trochę tak, jakby twórcy nie wiedzieli do końca, czy celują ze swoją produkcją w hardkorowych graczy, czy jednak woleliby, aby gra była przystępna dla każdego.
Nie da się ukryć, że grając w Diluvion, czujemy niewykorzystany potencjał, bo każdy element składowy gry (eksploracja, walka, survival) mógłby być dużo bardziej rozwinięty. Mimo tego produkcja Arachnid Games nadal sprawia sporo frajdy, a eksplorowanie głębin jest całkiem interesujące i jednocześnie w dziwny sposób relaksujące. Jeżeli przebrniecie przez nieco nieprzystępny początek i przymkniecie oko na kilka kontrowersyjnych rozwiązań, to gra może dać Wam około 12 godzin całkiem niezłej rozrywki.
PLUSY: + klimat, + ciekawa historia, + wciągająca eksploracja głębin, + interesujący pomysł, + oprawa graficzna (3D).
MINUSY: - do sterowania trzeba przywyknąć, - oprawa graficzna (2D), - niewykorzystany potencjał zarządzania załogą i survivalu.