Dobranoc, Oppy uchodzi za głównego faworyta przyszłorocznych Oscarów w kategorii Najlepszy film dokumentalny. Śpieszę donieść, że produkcja, którą od dziś możecie obejrzeć na platformie Amazon Prime Video, to jedna z tych małych wielkich opowieści potrafiących bez reszty poruszyć swoim ładunkiem emocjonalnym i w dodatku bezgranicznie zainspirować – do działania, refleksji nad własnym życiem, zadumy nad tym, że ludzkość nieustannie musi odnajdywać wyjście nawet z najbardziej beznadziejnego położenia. Historia bliźniaczych łazików marsjańskich, ochrzczonych przez NASA imionami Spirit i Opportunity, to prawdziwa perełka, która z jednej strony jest pierwszorzędną dokumentacją kosmicznej misji, jaka zdarza się raz na całe pokolenie, z drugiej staje się mocno sentymentalną w wydźwięku podróżą w stronę ludzkich marzeń o eksploracji Czerwonej Planety i uczynieniu możliwym tego, co wcześniej wydawało się niemożliwe. Nie liczcie jednak na napompowany ckliwością, patosem i tanimi chwytami emocjonalnymi dokument; Dobranoc, Oppy to przecież subtelna kronika triumfu człowieka w boju z przeciwnościami losu i bodajże najlepszy w całej historii X Muzy dowód na to, że więź łącząca roboty z ludźmi jest znacznie silniejsza, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Produkcję Amazona należy również uznać za unikalną celebrację kultury nerdowskiej – nawet mając na uwadze fakt, że głównymi bohaterkami opowieści są maszyny, które swoim wyglądem i "osobowością" niczym WALL-E podbiją nasze serca w błyskawicznym tempie. Siłą rzeczy w tej historii przychodzącej do nas wprost z Marsa każdy odnajdzie coś dla siebie. 
fot. Amazon
Dla pełnego uzmysłowienia sobie, czym naprawdę jest dokument reżysera Ryana White'a, potrzeba nakreślenia kontekstu historycznego. U progu XXI wieku NASA zmagała się z coraz poważniejszymi problemami: kosztujący krocie program lotów wahadłowców spotykał się z coraz większym sprzeciwem opinii publicznej, zakończone porażkami misje Mars Climate Orbiter i Mars Polar Lander mogły na dobre zastopować eksplorację Czerwonej Planety, a w mediach zaczęła się debata o dalszym sensie istnienia agencji. Właśnie w takich warunkach pracujący dla niej naukowcy od lat 90. w pocie czoła rozwijali projekt dwóch bliźniaczych łazików marsjańskich, Spirit i Opportunity. Samo ich stworzenie było drogą przez mękę: pierwsza z maszyn oblewała większość testów inżynieryjnych, natomiast druga, choć nazywana przez twórców "prymuską", mogła stać się ofiarą innych niepowodzeń z awariami odpowiadających za lądowanie spadochronów na czele. Urządzenia zostały ostatecznie wystrzelone odpowiednio 10 czerwca i 8 lipca 2003 roku, by 4 i 25 stycznia kolejnego roku – po nierównej walce z wyrzuconymi w międzyczasie przez Słońce strumieniami fotonów – wylądować na powierzchni Czerwonej Planety. Prymuska Opportunity tuż po otwarciu swoich "oczu" pokazała naukowcom coś, czego ludzkość jak do tej pory nie widziała. Sęk w tym, że operująca w zupełnie innym rejonie jej siostra nie dawała żadnego znaku życia...  Jedna z początkowych sekwencji Dobranoc, Oppy przedstawia moment, w którym obdarzony przez naukowców pewnym stopniem autonomii podejmowania decyzji łazik z nieznanych przyczyn zatrzymuje się – chwilę później widzimy, że maszyna w rzeczywistości rejestruje własny cień, którego w jakimś stopniu się "przestraszyła". Ta piękniejsza niż życie scena określa reguły gry dokumentu White'a: nie dostajemy specjalistycznego i hermetycznego wykładu o technologicznych uwarunkowaniach misji Spirit i Opportunity. Widzowie powinni nastawić się na jedyną w swoim rodzaju historię o rodzicach (inżynierach i naukowcach NASA) i ich dzieciach (łazikach). W powyższej metaforze nie ma zresztą żadnego przypadku; z każdą kolejną minutą seansu coraz mocniej czujemy, że pracownicy agencji widzą w pokonujących marsjańskie tereny urządzeniach swoiste latorośle, z których chcą być dumni. To właśnie dlatego w odniesieniu do bądź co bądź maszyn pada na ekranie tak wiele określeń zaczerpniętych z ludzkiego życia: nazwy chorób, wiek dorastania, subtelne i mocniejsze komendy kojarzące się z metodami wychowawczymi. Jeden z inżynierów wprost przyzna, że Opportunity ma "oczy" i wzrost przywodzący na myśl człowieka: 157 cm, a przed jej wystrzeleniem pytał siebie często, czy jego "dziecko" jest już gotowe na konfrontację z obcym światem pełnym zagrożeń. White nie chce jednak podzielić się z nami wyłącznie lekcją z osobliwego rodzicielstwa; naukowcy systematycznie przypominają nam, że łaziki miały za zadanie odnaleźć na Marsie ślady wody o neutralnym pH, a ich misja według wstępnych założeń powinna trwać zaledwie 90 soli (dób marsjańskich, dłuższych od ziemskich o blisko 40 minut). Jak się już zapewne domyślacie, misja ta przeciągnęła się w niemający analogii sposób. Czuwający nad swoimi pociechami z Ziemi ojcowie i matki mieli zaskakująco wiele czasu na to, aby przyjrzeć się, jak ich dzieci wchodzą w dorosłość. Niekiedy na własną rękę, w innych momentach z nieocenioną pomocą opiekunów.  Dobranoc, Oppy to jednak nie tylko historia o prowadzonych na śmierć i życie bataliach Spirit i Opportunity z marsjańskimi skałami, kraterami, burzami piaskowymi i wirami pyłowymi. To także opowieść o ludziach, którzy odpowiadali za ich powołanie do istnienia: o kobiecie, która jako mała dziewczynka, gdzieś pomiędzy zabawą z krowami i świniami na wsi, zachwycała się historiami ojca o testach rakiet. O mężczyźnie, który w dzieciństwie rozkręcił radio, by przekonać się, czy ukrywa się w nim inny człowiek. Wreszcie o naukowcu, który poświęcił misji łazików właściwie większość swojego życia, by dziś wspominać je łamiącym głosem. Jak przystało na dobrych rodziców, ich rytm dnia zależał od możliwości działania maszyn – doba ziemska została zastąpiona marsjańską. Ton nadawał tu swoisty rytuał pracowników NASA: każdego poranka witali oni Spirit i Opportunity tematycznym utworem, który miał na celu rozbudzić nie tyle maszyny, co zjawiających się na stanowisku inżynierów i naukowców. Ta ścieżka dźwiękowa obejmuje Born to be Wild i poruszające swoją ekranową mocą sprawczą S.O.S. Abby; poczekajcie tylko na to, jaka piosenka towarzyszyła pożegnaniu Opportunity... Dzięki wspomnianym wcześniej osobom Dobranoc, Oppy z biegiem seansu zamienia się w kronikę wyjątkowej i nierozerwalnej więzi łączącej człowieka i maszynę. Czuć tu domieszkę matczynej czy ojcowskiej miłości, ale i przyjaźni, o której nieśmiało wypowiadają się pracownicy NASA, jakby wyznanie to było dla nich odrobinę wstydliwe, a najpełniej wybrzmiewało podparte niewinnymi, niemalże dziecięcymi marzeniami o przekraczaniu granic i odkrywaniu nieodkrytego. Tak autentycznych i zarazem inspirujących historii współczesne kino i telewizja potrzebują obecnie jak nigdy wcześniej.  Zasadność powyższej konkluzji potwierdzają w dodatku zabiegi, które wykorzystuje reżyser, aby wzmocnić siłę przekazu i uczynić własną opowieść jeszcze przystępniejszą. Z ekranu słyszymy więc czytane przez Angelę Bassett fragmenty dziennika misji, a archiwalne materiały i nagrane po latach wypowiedzi przeplatane są genialnie prezentującymi się sekwencjami animacyjnymi, które pokazują nam wędrówkę i "zachowanie" łazików – to trochę tak, jakby ujmujący swoją wdzięcznością WALL-E w podwójnej wersji wzlatywał na wyższy poziom człowieczeństwa, chcąc przynieść pokój ducha tęskniącym za nim ludziom. Podsumowanie Dobranoc, Oppy zaklęte jest przecież nie w sentymentach i próbie chwycenia odbiorcy za gardło; sprowadza się ono do konieczności przekazania pałeczki w międzypokoleniowej sztafecie. Spirit i Opportunity doczekały się niedawno swojej "wnuczki", Perseverance, a jej start ludzcy bohaterowie dokumentu mogli już obserwować ze swoimi pełnoprawnymi dziećmi. Historia zatoczyła koło? Raczej nigdy się nie kończy. I raz po raz przypomina nam, jak ogromne znaczenie mają dla niej Duch/Dusza i Możliwość. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj