Ostatni epizod Doctor Who zakończył się niezwykle dramatycznie – niewidomy Doktor nadal nie odzyskuje wzroku, a nieświadoma niczego Bill po ciężkiej przygodzie wraca do domu i do zwykłego życia. Jednak retrospekcja przenosi widza w czasie na obcą planetę, a konkretnie do miejsca, w którym dokona żywota Missy. Powrót tej bohaterki nie jest żadnym zaskoczeniem, a już na pewno nie dziwi szczególnie fakt, iż to ona przebywa w skrytce Doktora, uwięziona za swoje wszystkie przewiny. Kapitalna jest scena, w której więzień ma uklęknąć! Całość sprawia wrażenie, jakoby to nie Missy miała zostać stracona, a sam Doktor. Oczywiście wiadomo, że egzekutorem jest właśnie on, ale wątpliwość zostaje – przecież Doktor także zabił mnóstwo istot, więc nie jest on całkowicie bez winy. Jednak Missy nie ginie, ponieważ jest przyjaciółką/przyjacielem Doktora, a on sam decyduje się strzec skrytki na wieki. Początkowo nie wiadomo, czemu służy ta retrospekcja. W końcu kilka minut później Doktora odwiedza sam… papież. Steven Moffat ma tak rozpoznawalny styl, że spokojnie można zgadywać, kim jest autor scenariusza. Tylko on mógł wymyślić papieża, papieżycę, tajną bibliotekę pod Watykanem, dokument, zabijający każdego, kto go przeczytał (czy raczej nakłaniający do samobójstwa), a także zaplątanych w to wszystko kosmitów i wirtualne światy. Choć wystarczy sam fakt, że przez cały odcinek oglądamy nie Doktora i jego towarzyszkę, a ich wirtualne odpowiedniki. Sama idea biblioteki jest co prawda wyciągnięta niczym z powieści Dana Browna, jednak Veritas, dokument dosłownie przyprawiający o zgon rozpala wyobraźnię i ciekawość widza. No i Doktor musi go przeczytać, a jest niewidomy… Chcąc nie chcąc, odrobinkę wyczuwa się lekceważący stosunek Doktora względem zwierzchników Kościoła, ale i tak nie sposób uśmiechnąć się szeroko, kiedy papież wpada do kuchni Bill, lamentując po włosku. Stadko skonfundowanych księży dopełnia obrazu. Odcinek jest odrobinkę przesycony humorem, a tego nie może zabraknąć, kiedy łączy się w jedną całość odcinek o księżach i kosmitach. No i Missy, która sobie odsiaduje wyrok. Główne źródło żartów, czyli Nardole, jest jednak w epizodzie Extremis postacią zdecydowanie mniej drugoplanową niż zazwyczaj. Jest go więcej, mówi więcej, a kiedy się odzywa, nie jest już tak irytujący, jak to często bywa. Wręcz przeciwnie – jego przemowa do Bill robi wrażenie. Dopiero Steven Moffat wyciągnął z tego bohatera to, co najlepsze. Największe zaskoczenie to bezsprzecznie sama idea, clue fabuły – wirtualna rzeczywistość nie jest sama w sobie niczym oryginalnym, zważając na liczbę produkcji poruszających ten temat, ale ciężko nie zrobić wielkich oczu gdy okazuje się, że w Extremis… właściwie nie ma Doktora, Bill czy Nardole’a. Trudno wyłowić moment, od którego oglądamy już wirtualny świat, lecz dramat cyfrowych postaci jest równie namacalny, jak ich oryginałów. Test sprawdzający, czy jest się prawdziwym, jest banalnie prosty, ale rzeczywiście sprytny. A ośrodek badań CERN powinien wyglądać jednak trochę bardziej widowiskowo. Kosmici (wyjątkowo brzydcy) robią własny poligon badawczy, mający na celu stwierdzenie, jak efektywnie pozbyć się Doktora oraz ludzkości generalnie. To rzeczywiście coś nowego – Moffat ma jeszcze oryginalne pomysły. Szkoda więc, że tajemnica więźnia ze skrytki okazuje się dość mało tajemnicza. Ale Extremis to tylko wstęp do kolejnych odcinków – tym razem fabuła została rozbita na trzy epizody, a czy to dobry pomysł, dopiero się okaże. A i jeszcze jedno – naprawdę Bill nie zauważyła przy tych wszystkich wtrętach Nardole’a, że Doktor nie widzi? Oj, oby udawała…
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj