Dolina Krzemowa jest na ostatniej prostej. Wiemy więc, jaki jest ostateczny cel fabuły, czyli sukces w zbudowaniu autonomicznego internetu. Brzmi to sensownie,, idealistycznie i być może będzie z tym związana dobra puenta. By jednak to osiągnąć, trzeba jeszcze pokonać przeciwności losu rzucane przez konkurencje, której jest dobrze w obecnym stanie. Pierwsza scena 6. sezonu, wyraźnie inspirowana przesłuchaniem Marca Zuckerberga, w sposób kuriozalnie humorystyczny i w stylu tego serialu buduje podwaliny pod przyszłe problemy. Tutaj niestety pojawiają się schody, ponieważ Dolina Krzemowa wałkuje tę sama wadę serialu, która obecna jest od początku. Czy jeszcze ktoś pamięta, że przed pomysłem z Internetem było kilka innych w poprzednich sezonach? Twórcy za każdym razem do znudzenia sprawiają, że bohaterom są rzucane przeszkody nie do przeskoczenia. Takim sposobem każdy z kolejnych pomysłów po całym sezonie pozornego sukcesu kończył się fiaskiem. Podobnie jest w 6. sezonie, w którym Dolina Krzemowa od samego początku wałkuje ten schemat, dając problemy absurdalnie wprowadzane. Choćby konflikt Richarda z szefem firmy odpowiedzialnej za dochodową grę, który wykorzystuje absurdalną naiwność głównego bohatera. To staje się problemem, gdy po tylu doświadczeniach Richard nadal postępuje tak głupio. A przecież kolejne odcinki kontynuują ten trend na czele z czwartym i pozwoleniem, aby podwładny publicznie naśmiewał się z Richarda. To zapewne miał być gag, a zamiast tego możemy czuć zażenowanie pomysłem, podobnie jak postać Danesha. Jasne, są w tych odcinkach sukcesy na czele z wyeliminowaniem Hooli, ale obawiam się, że twórcy nadal będą chcieli to wszystko zepsuć, a po tyle latach ten serial potrzebuje happy endu. Ileż można psuć sytuacje? Miłym urozmaicenie jest kwestia Jareda, który odchodzi z Pied Piper. Plusem jest sam fakt wprowadzenia różnorodności poprzez rozbicie grupy bohaterów i stworzenia konfliktu na linii Jared i Richard. Jednak sam pomysł na koderkę, z którą Jared współpracuje, jest kompletnie nietrafiony. Trudno wyczuć, czy to ma być śmieszne, dziwne czy może uwłaczające jakiejś grupie społecznej. Problem taki, że nie ma to znaczenia, bo pomimo dobrego punktu wyjścia, pomysł jest kiepski i totalnie zbyteczny.  Dolina Krzemowa wydaje się bawić najmocniej, gdy skupia się na różnych absurdach rzeczywistości technologicznego biznesu. Czy to wewnątrz Pied Piper (kwestia Gilfoyle'a i jego styku z HR), czy to na zewnątrz na przykładzie komicznego jak zawsze Gavina i jego działań (wyścig, w którym bierze udział, i czy kwestia pisarskich wyczynów jest bardzo w jego stylu), czy nawet konfliktu Richard z chilijskim inwestorem. A nawet dobrze sprawdza się wątek Moniki, która bardzo chciała zaistnieć na forum dyskusyjnym kobiet w technologii, a przez własną cyniczną decyzję została z niego wygryziona. Takie części tego serialu bawią, dają sporo różnych fajnych pomysłów (bot Gilfoyle'a gadający z Daneshem!) i nadal są mocną częścią tego serialu. Czy można narzekać na Dolinę Krzemową? Poza kwestią schematyczności w wytwarzaniu problemów w pracy bohaterów to nadal świetna komedia, która bawi w dobry sposób. Jeśli twórcy pozwolą w końcu coś osiągnąć bohaterom, może wielki finał nie będzie rozczarowaniem. [adTracking ad="07358cf6-fe40-43ba-a4b8-8a49664533fa"] [/adTracking]
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj