Recenzujemy początkowe zeszyty Donżonu: projektu, który swoim rozmachem miał ustępować chyba jedynie komiksowym uniwersom Marvela lub DC… i miał do tego potencjał.
Donżon to nazwa projektu, który w swoim założeniu miał obejmować setki zeszytów historii powiązanych światem, ale dziejących się w różnych okresach, jednocześnie głęboko umiejscowiony w osiągnięciach komiksu i podważający jego tradycje. Intrygujący eksperyment, który niestety nie został doprowadzony do końca, jednak jego spuścizną są wydania zbiorcze, którego pierwszy tom został niedawno wydany w Polsce.
Tytułowy Donżon to twierdza, w której czarnoksiężnik prowadzi intratny biznes zwabiania poszukiwaczy przygód i błędnych rycerzy obietnicą wielkiego skarbu tylko po to, by nieszczęśnicy (acz chciwi i żądni sławy) zostali ofiarą któregoś z potworów, cedując wszelkie kosztowności na rzecz właściciela zamku. Jego pracownicy mają za zadanie dbanie o odpowiednie działanie całego przedsięwzięcia, przypominając raczej rozwiniętą korporację niż relacje władcy z poddanymi. Każdy zna swoje miejsce, wie, jaki jest jego zakres obowiązków, wszystko działa doskonale, dopóki jeden pechowy kaczor w obawie przed karą podejmuje się misji, która uruchamia lawinę wydarzeń równie komicznych, co nieprawdopodobnych.
Zeszyty zebranie w tym tomie swobodnie korzystają z klisz i rozwiązań popularnych w eposie rycerskim i komiksach opartych na fantastycznym średniowieczu. Niezwykłe potwory, ciekawe misje, problemy osobiste czy egzystencjalne swobodnie mieszają się z baśniowymi tropami i intrygami politycznymi. Niesamowicie wciągający miks, nieustannie wywołujący wybuchy śmiechu podczas lektury, humorem słownym i sytuacyjnym.
Rysunki są utrzymane celowo w nieładnym stylu, chociaż wykonane naprawdę porządnie i z dbałością o detale. Większość kadrów ma ładnie rozrysowaną scenografię, bez ograniczania się do lekko zarysowanego tła. Bohaterowie są zróżnicowani, zindywidualizowani, nawet jeśli czasem stereotypowi, by dokonać dekonstrukcji klisz. Nawet potwory mają zarysowane cechy wyróżniające je na tle innych.
Donżon ma bardzo dobre rozpoczęcie, pełne pomysłów, lekkości i intrygujących wniosków. Z czasem jednak widać zahamowanie kreatywności i kiedy porównuje się pierwszy zeszyt z ostatnim, da się odczuć spadek jakości pomysłów na kolejne zwroty fabularne. Trudno ocenić na podstawie jednego tomu, czy to było chwilowe załamanie, jednak wciąż ogólne wrażenie z tego zbioru jest bardzo pozytywne. Ta historia wciąga i przywiązuje do bohaterów, ma potencjał na bycie ciekawą długą serią, nawet jeśli kolejne tomy będą dobre, a nie wybitne.
Zadanie jednoczesnej dekonstrukcji tradycji komiksowych i głębokiego oparcia się na nich nie jest łatwe, twórcom udało się jednak w większości spełnić oczekiwania. Lektura
Donżonu daje wciągającą fabułę, satysfakcję z wynajdywania wykorzystanych tropów, a przede wszystkim przyjemność obcowania z komiksem przemyślanym i porządnie przygotowanym.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h