Doom Eternal to jedna z najładniejszych gier 2020 roku, a przy tym też tytuł, który oferuje naprawdę dynamiczną i szybką akcję. Trudno było wyobrazić sobie przeniesienie go na Switcha, bo już port poprzedniczki z 2016 roku wydawał się wykorzystywać moc japońskiej konsolki do granic możliwości. Ekipa z Panic Button po raz kolejny wykonała rzecz, której w teorii wykonać się nie dało i przenieśli najnowszą przygodę Doom Slayera na sprzęt zdecydowanie słabszy od konkurencji w taki sposób, że całość można ukończyć bez większych problemów. Oczywiście konieczne było pójście na pewne kompromisy… Po uruchomieniu gry w trybie zadokowanym od razu w oczy rzuca się zauważalnie słabsza oprawa graficzna. Wszystko jest rozmyte, niewyraźne, tak jakby Doom Slayer zapomniał o założeniu okularów. Widać to również po teksturach znacznie niższej rozdzielczości, przez co wiele szczegółów potrafi się gdzieś zgubić. To wszystko nie ma jednak większego znaczenia, bo w ruchu i tak nie zwraca się na to uwagi, a Eternal stawia na tempo jeszcze szybsze od wcześniejszej odsłony. Pędząc przed siebie i cały czas prując ołowiem do demonicznych pomiotów, zwyczajnie nie ma czasu, by zatrzymać się i podziwiać widoki. Inaczej sytuacja wygląda po wyjęciu konsolki ze stacji dokującej, kiedy to grafika obrywa po raz kolejny i to w jeszcze bardziej brutalny sposób. Nie da się ukryć, że to najgorzej wyglądająca wersja Doom Eternal. Co gorsza, zabawa w trybie handheld jest też dużo mniej wygodna – przeciwnicy potrafią niemal zlewać się z tłem (szczególnie widoczne jest to w jednym z pierwszych nieco bardziej otwartych etapów), przez co precyzyjne wycelowanie w nich jest wręcz niemożliwe, chyba że podejdziemy dużo bliżej. Problem stanowią też same kontrolery JoyCon, które, delikatnie mówiąc, nie do końca nadają się do tak szybkich, pierwszoosobowych strzelanek. Skierowanie celownika w skaczących po całej mapie przeciwników momentami graniczy z cudem, nie mówiąc już o wykonywaniu headshotów. Z pomocą przychodzi możliwość sterowania ruchowego, dostępna w menu opcji. Po jej aktywowaniu możemy poruszać konsolą lub kontrolerem i w ten sposób wykonywać delikatne, dokładne ruchy. Wymaga to przyzwyczajenia, o ile nie graliście wcześniej w Splatoon 2 czy The Legend of Zelda: Breath of the Wild, które również takiego rozwiązania korzystały. Oczywiście to nie tak, że odpowiedzialni za port deweloperzy postanowili po prostu uprzykrzyć zabawę posiadaczom Switcha i „popsuli” grafikę z czystej złośliwości. Jest w tym głębszy sens – dynamiczna rozdzielczość, która w dużej mierze odpowiada za rozmytą oprawę, jest dodana po to, by płynność była utrzymana na zadowalającym poziomie. I to udało się osiągnąć niemal w stu procentach! Przez prawie cały czas jesteśmy świadkami stałych 30 klatek – spadki są bardzo rzadkie, a jeśli już występują, to mowa tutaj raczej o 2-3 klatkach.   Doom Eternal na Nintendo Switch zdecydowanie nie jest najlepszą wersją tej gry. Ba – pod względem technicznym i komfortu z zabawy jest bez wątpienia najgorszą, jaka dostępna jest na rynku. Tak się jednak składa, że to też jedyna opcja, by grać w ten tytuł w podróży, bez dostępu do stałego i szybkiego połączenia z siecią  (bo jeśli internet nam na to pozwala, to w grę wchodzi cloud-gaming). Musicie więc sami odpowiedzieć sobie, co jest dla Was ważniejsze – oprawa i wygoda, czy możliwość gry w dowolnym miejscu i czasie. Plusy: + działa – to samo w sobie już imponuje; + na TV wygląda dobrze, jak na możliwości sprzętu; + komfortowa płynność rozgrywki; + możliwość celowania za pomocą ruchu. Minusy: - rozmazana papka w trybie przenośnym; - sterowanie za pomocą JoyConów jest dalekie od doskonałości.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj