Niestety, twórcy Doom Patrol mają najwidoczniej spory problem z określeniem jednolitego kierunku fabularnego w ekranowej historii. Jeśli spojrzymy na to, co zaprezentowali nam do tej pory w perspektywie całego sezonu, to coraz częściej zacznie nam przeszkadzać szarpane tempo akcji. Z jednej więc strony scenarzyści dwoją się i troją, by zaakcentować oryginalność herosów i zbliżające się starcie z Panem Nikt, z drugiej jednak raz po raz grzęzną w kolejnych dywagacjach na temat traum, z jakimi muszą się mierzyć superbohaterowie. Ten aspekt jest ogrywany za pomocą przeróżnych zabiegów narracyjnych; problem polega na tym, że w przeskokach pomiędzy genezami protagonistów a szkicowaniem większego zagrożenia i ewentualnej walki ze złoczyńcą nie widać większego planu. Oś fabularna całego sezonu jeśli już posuwa się do przodu, to w sposób niezwykle powolny, czasami wyglądający również na zupełnie przypadkowy.
Źródło: DC Universe
+6 więcej
W odcinku Therapy Patrol wszystkie powyższe problemy widać jak na dłoni. Fabułę ostatniej odsłony serii da się w zasadzie streścić w kilku słowach: herosi siadają i rozmawiają o swoich traumach w ramach osobliwej terapii. I to by było właściwie na tyle. Retrospekcje i rozgrywające się w czasie teraźniejszym sceny ukazują nam problemy tożsamościowe Rity, trudną miłość Larry'ego, Vica obwiniającego się za śmierć matki, Jane zagubioną w swoich osobowościach i Cliffa, który ma na pewno nie po drodze z ojczymem córki. Tak, doskonale już wiemy, że życie członków Doom Patrol usłane różami nie jest, a pod nieobecność Szefa zaczynają oni przypominać zgraję zagubionych dzieciaków. Ekranowe wytłumaczenie terapii nijak nie przekonuje; ma ona rzekomo uwolnić psyche bohaterów tak, by ci byli już gotowi na branie się za łby z Panem Nikt. Idę jednak o zakład, że w najbliższych tygodniach znów zobaczymy przebitki z ich emocjonalnej mordęgi, ponieważ do żadnej kulminacji na tym polu jeszcze nie doszliśmy. Terapia nie kończy się przełomem, przynajmniej nie dla wszystkich jej uczestników. Ot, fabularny skok w bok. Był, choć równie dobrze mogłoby go nie być. Therapy Patrol zostaje więc przegadane na całej linii. Scenarzyści co prawda starają się, by Robotman dobrze wypadł w roli szurniętego prowadzącego, ale i ta postać zacznie nas w pewnym momencie drażnić. Nie jest bowiem do końca jasne, dlaczego twórcy z tak wielką emfazą chcą na każdym kroku podkreślić, że Vic i Cliff muszą mierzyć swoje cojones. Docinki tego typu mają sens wtedy, gdy korzysta się z nich na zasadzie ekranowego wspomagacza; jeśli ten zaś przewija się przez opowieść notorycznie, nieco trąci swoją powtarzalnością. W dodatku o samych bohaterach z terapii nie dowiemy się za wiele czegoś, czego już byśmy o nich nie wiedzieli - może z wyjątkiem Cyborga, który chciałby na jakieś rendez-vous, ale najwidoczniej pisany jest mu wyłącznie związek z panoszącym się w jego organizmie systemem operacyjnym. Na całe szczęście rzutem na taśmę w tym odcinku pojawi się szczur Admirał Whiskers, który zainspirowany przez narratora postanawia zemścić się na Cliffie. Tak, to właśnie absurd, którego odrobinę w ostatnich odsłonach serii brakowało. Na razie trudno stwierdzić, jak często twórcy będą sobie o nim przypominać. Nie zrozumcie mnie źle: to nie jest tak, że Doom Patrol właśnie zaliczył jakąś spektakularną wtopę czy pod względem jakościowym zahaczył o dno. Zrobiło się jednak niebezpiecznie niemrawo, co przy tak żwawych bohaterach jest zupełnie niewytłumaczalne. Moje oczekiwania po pierwszych odcinkach może nie poszybowały w stratosferę, ale były naprawdę rozbudzone. Jestem prawie pewien, że znaczna część z Was miała dokładnie tak samo. Dziś jesteśmy zaś w kropce; produkcja DC Universe jawi się jak jedna wielka zagadka, której na tym etapie sezonu nie jesteśmy w stanie rozwiązać. Czas pokaże, czy to siła, czy może jednak największa słabość tego serialu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj