Gdyby przyjrzeć się bliżej zakulisowym aspektom towarzyszącym produkcji Justified, to można by odnaleźć wiele analogii z Synami anarchii. Oba seriale emituje FX i wraz z premierą ich najnowszych sezonów wiadomo było, że będą one seriami przedostatnimi. Fakt, ustalenie daty końcowej opowieści klubu motocyklowego z Charming podziałało bardzo pobudzająco na SoA, które zaserwowało nam najlepszy do tej pory sezon i postawiło niezwykle wysoko poprzeczkę przed tym finałowym. Justified obrało drogę zupełnie odmienną. Twórcy dość ślamazarnie prowadzą wątki i prezentują kilka historii, które same w sobie są tylko umiarkowanie interesujące.

Mając w pamięci poprzednie cztery serie, trzeba dać scenarzystom kredyt zaufania i liczyć na to, że te poszczególne fragmenty układanki połączą się w jedną główną przewodnią historię. Justified ma lojalną widownię i wsparcie stacji – prowadzący produkcje mogą pozwolić sobie na małe eksperymenty, ale jednocześnie muszą być pewni tego, że te prędzej czy później wynagrodzą widzom ich cierpliwość. Na ten moment jest zaledwie nieźle, a doskonale wiemy, że ten serial stać na wiele więcej.

W czym problem? Cóż, można powiedzieć, że w tych pierwszych odcinkach Justified przypominało bardziej procedural, a Raylan Givens musi mierzyć się co tydzień z drobnymi i niczym nie wyróżniającymi się kryminalistami, zamiast z charyzmatycznym i kompleksowym czarnym charakterem. Wycieczka na Florydę w premierze, następie powrót Loretty a tym razem pracz brudnych pieniędzy i ex-producent metaamfetaminy. Nudno nie jest, Olyphanta jak zwykle ogląda się z ogromną przyjemnością, ale można odnieść wrażenie, że to wszystko zmierza donikąd. Martwi również to, że zarówno Tim jak i Rachel są praktycznie nieobecni w tym sezonie, choć w poprzednich seriach znakomicie uzupełniali postać Givensa. Choć zapewne nie było to zamierzeniem twórców, efekt komiczny mogą wywołać sceny wyluzowanego Raylana, czytającego gazetę w willi przestępcy ze stojącą mu nad głową niańczącą go Rachel. Nie do tego przyzwyczaiło nas Justified.

[video-browser playlist="634246" suggest=""]

Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek doświadczę takiego uczucia podczas seansu tego serialu, ale powyższe czynniki sprawiły, że są wątki ciekawsze w tym sezonie od historii Raylana Givensa i biura szeryfów stanowych. Oczywiście chodzi mi o problemy, z jakimi mierzy się Boyd i jego nowy partner Duffy. Tutaj przynajmniej wszystko stopniowo się rozwija i wyraźnie zmierza do jakiegoś punktu kulminacyjnego. To samo można powiedzieć o nowych antagonistach tej serii, czyli rodzince Crowe. Epizod trzeci wyraźnie zasygnalizował, że już niedługo dojdzie do starcia pomiędzy Crowderem a Daryllem. Miejmy nadzieję, że nastąpi to stosunkowo szybko. Rapaport i Goggins we wspólnych scenach to już jakaś zachęta, ale konsekwencje ich spotkania mogą (muszą!) wplątać w całą sytuację Raylana. Chyba dopiero wtedy jest szansa, że powróci stare dobre Justified.

Świetne aktorstwo, fantastyczne dialogi i klimatyczne Kentucky nadal są mocną stroną serialu FX, lecz brakuje na razie tej fabularnej iskry, jaką charakteryzował się w poprzednich latach. Koniec jest już bliski, szósta seria będzie ostatnia, czas więc podjąć ryzyko, przyspieszyć tempo i decydować się na rozwiązania nietuzinkowe i odważne. Liczę na to, że scenarzyści tylko usypiają naszą czujność, a to, co oglądaliśmy  do tej pory to swoista cisza przed burzą. 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj