Osea to niewielkie miasteczko w Anglii, położone na wyspie. Prowadzi do niego tylko jedna droga, która przez większość dnia znajduje się pod wodą. Jeśli więc ktoś nie zdąży wyjechać przed przypływem, utknie tam na całą noc. Z pozoru spokojne, ciche miasteczko niczym się nie wyróżnia się na tle innych. Jednak gdy człowiek bliżej mu się przyjrzy, dostrzeże, że mieszkańcy wcale nie są tacy gościnni, na jakich wyglądają. Dzieją się tu rzeczy dziwne, a czasami nawet przerażające. Przekonuje się o tym Sam (Jude Law), mężczyzna zmuszony do spędzenia  nocy na wyspie, a także Helen (Naomie Harris), która przyjeżdża na krótki wakacyjny weekend z córkami. Miejsce, w którym miały odpocząć od swoich domowych problemów, szybko staje się dla nich horrorem. Dzień trzeci to miniserial Sky i HBO składający się z dwóch trzyodcinkowych opowieści. Pierwszy jest zatytułowany Lato i opowiada o Sam, mężczyźnie który najprawdopodobniej w wyniku jakiegoś tragicznego wypadku stracił syna. Tak sugeruje nam otwierająca scena, w której bohater siedzi nad potokiem, mierząc się ze swoim bólem. Twórcy nie rzucają nas w wir wydarzeń już od pierwszej minut, a powoli wprowadzają w tajemnice. Krok po kroku zaczynamy dostrzegać, wraz z bohaterem, coraz dziwniejsze zachowania lokalnej ludności. Co ciekawe, już od pierwszego momentu, gdy Sam pojawia się w Osea, zaczyna towarzyszyć nam to poczucie niepokoju. Wiemy, że wydarzy tu się coś złego. To tylko kwestia czasu. Napięcie powoli rośnie. Z każdą minutą atmosfera jest coraz gęstsza. W ogromnej mierze to zasługa scenariusza, którego współtwórcą jest Dennis Kelly odpowiedzialny za genialną Utopię. Jego przywiązanie do detali i umiejętność tworzenia intrygujących postaci jest godna podziwu. Tu nawet trzecioplanowi bohaterzy przykuwają uwagę i intrygują. Stają się częścią miasta. Przeszywają nas swoim wzrokiem, tak samo jak Sama. Atmosfera grozy w tej produkcji przybliża ten serial bardziej w stronę horroru niż dramatu. Oczywiście mamy tu rozterki moralne bohaterów, ale jakoś nie wybijają się one na pierwszy plan. Nasza uwaga cały czas jest skupiona na mieszkańcach i sekretach, jakie skrywają. Powoli zaczynamy się orientować, że są oni w stanie zrobić wszystko, by tylko zakonserwować swoje miejsce tradycje i uchronić je przed wpływem ludzi z zewnątrz. Jest to najlepiej widoczne w drugiej części produkcji zatytułowanej „Zima”. Zostaje poruszony w nim wątek klinik aborcyjnych. Co ciekawe, twórcy bawią się w kotka i myszkę zarówno ze swoimi bohaterami, jak i widzami. Popychając swoich bohaterów czasami w objęcia obłędu, bo ich umysły zaczynają wytwarzać obrazy, które nie istnieją. Musimy więc razem z nimi ocenić, czy to, co właśnie wspólnie zobaczyliśmy, było fikcją, czy nie. Wprowadza to pewien zamęt do fabuły, ale świetnie oddaje stan emocjonalny postaci. Pokazuje, że w sytuacjach stresowych nasz mózg potrafi płatać nam figle. Mnie do tej produkcji najmocniej przyciągnęła strona wizualna. Zwłaszcza w Lecie można znaleźć piękne ujęcia autorstwa Benjamina Kracuna. Jego ucięcia miasta i drogi, znajdującej się częściej pod wodą niż nad nią, tworzy unikalny klimat. Jak z filmów przygodowych, w których bohaterowie odnajdują drogę do innego świata. Tajemniczego, niebezpiecznego i dzikiego. Kracun potrafi to świetnie uchwycić w obiektywie, dzięki czemu widz czuje, jakby to miejsce odkrywał razem z bohaterami.  Zresztą właśnie ta historia jakoś bardziej złapała mnie za gardło. Reżyser Marc Munden w idealny sposób prowadzi aktorów, dając im trochę swobody i możliwości odpłynięcia w szaleństwie, jakie niesie z sobą ta historia. Zarówno Jude Law, jak i Naomie Harris idealnie wywiązują się z powierzonych zadań. Ich strach, frustracja, złość, rozpacz są bardzo realistyczne. Działają na widza, który przeżywa to wszystko razem z nimi. Nie czuć w ich grze fałszu. Zresztą każda postać, która pojawia się na ekranie budzi w widzach jakieś emocje. Weźmy na przykład z pozoru przemiłych i spokojnych właścicieli pubu, państwa Martinów. Od samego początku czujemy, że ten ich uśmiech i chęć pomocy jest trochę nad wyrost, jednak Emily Watson i Paddy Considine w taki sposób grają, że nie jesteśmy w stanie, tak samo jak bohaterowie, ocenić jednoznacznie, czy są szczerzy. I na tym polega wyborność tego serialu. Wszystko, łącznie z aktorstwem, jest tu na najwyższym poziomie.
fot. HBO
Ciekawe jest też to, że w Zimie serial znacząco zmienia swój ton. Widać, że jest to zupełnie inna historia, inna bohaterka, a także inne problemy. Philippa Lowthorpe, która była odpowiedzialna za realizacje tej części, podeszła do swojej historii w zupełnie inny sposób niż Marc. Jest to ciekawe doświadczenie, ponieważ jej spojrzenie na miasteczko i jego problemy jest równie interesujące. W ramach jednej produkcji dostajemy dwie zupełnie inne historie, które różnią się nie tylko fabułą, ale także zdjęciami czy kolorystyką. Problemem Dnia Trzeciego jest to, że za dużo obiecuje w pierwszych odcinkach. Rozwiązanie wykreowanej tajemnicy może część widzów odrobinę rozczarować. I to nie ze względu na banalność, a raczej zbyt wygórowane oczekiwania w stosunku do tego, co ostatecznie dostajemy. Po wybornym początku i pobudzonej przez to fascynacji, oczekuje się finału na podobnym poziome, a tu niestety otrzymujemy kilka rozwiązań, które już gdzieś widzieliśmy. Zachwyt jest więc dużo mniejszy. Niemniej jest to na pewno jedna z bardziej oryginalnych rzeczy, jakie mogliśmy zobaczyć w tym roku. Cieszę się za to, że nowa propozycja od Sky i HBO jest miniserialem, bo pozwala w zgrabny sposób w sześciu odcinkach zamknąć wszystkie wątki. Choć pewnie pokusa, by to wszystko pociągnąć jeszcze w jednym sezonie, była ogromna.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj