Kino bardzo chętnie sięga po motyw sztucznej inteligencji. Najczęściej dzieje się tak w przypadku filmów stricte science fiction, opowiadających o dość dalekiej przyszłości (przynajmniej wobec roku powstania filmu). Pisząc stricte science fiction, mam na myśli duże, rozbuchane wizualnie produkcje, takie jak 2001: A Space OdysseyBlade Runner czy Artificial Intelligence: AI. Filmów, w których sztuczna inteligencja nie okazuje się kolejną wersją Hala-9000 (Skynet, Matrix), która na skutek rosnącej świadomości pragnie bardzo ostatecznie rozprawić się z ludzkością, jest jak na lekarstwo. Kameralnych produkcji poruszających ten temat jest jeszcze mniej, jednak ostatnio coś wyraźnie drgnęło w tym temacie: najpierw Spike Jonez zaprosił widzów na bardzo intymny seans miłości przyszłości w Her, a teraz Alex Garland przepisuje test Turinga, rozpisując swój debiut reżyserski tylko na trzy role. ‌Ex Machina to dzieło minimalistyczne w każdym aspekcie. Zarys fabularny można streścić w jednym zdaniu: młody programista Caleb zostaje wybrany, aby odwiedzić dom Nathana (genialnego założyciela najpopularniejszej wyszukiwarki na świecie) i przeprowadzić kilka rozmów z Avą - stworzoną przez Nathana sztuczną inteligencją. Wszystko rozgrywa się w zaledwie kilku pomieszczeniach, bez zbędnych fajerwerków i jest jednocześnie jednym z lepszych filmów science fiction ostatnich lat. Bardzo trudno jest mi zdecydować, co powinnam pochwalić pierwsze - scenariusz czy grę aktorów - ale ponieważ z kiepskiego scenariusza i świetni aktorzy nic nie wycisną, na początek należą się Garlandowi ogromne brawa za sprawne poprowadzenie opowieści. To nie jest kolejna prosta historyjka, w której czarno na białym rozrysowano antagonistów i protagonistów. Chociaż sympatie widza są od samego początku sterowane tak, aby jednak bardziej lubił Caleba i Avę, to pod koniec filmu nie można jednoznacznie stwierdzić, że Ex Machina posiada jakichkolwiek pozytywnych bohaterów. Teoretycznie to Nathana kreuje się tu na czarny charakter, bo jak tu lubić egocentrycznego multimilionera, który igra z uczuciami Caleba i za nic zdaje się mieć rozwijającą się świadomość Avy. Jednak czy można wybaczyć zagubionemu Calebowi jego morderczy plan? A Avie... Cóż, Ava wymyka się jednoznacznym interpretacjom: niby końcówka filmu zdaje się konkludować, że to po prostu kolejna mordercza sztuczna inteligencja, która szybko uczy się manipulować ludźmi i wykorzystywać ich słabości. Całkowicie bezduszna (w końcu to maszyna), bez emocji (czy na pewno?), nie zawaha się przed niczym, by pozbyć się przeszkód stojących między nią a wolnością. Ale trudno jest tu jednoznacznie potępić którąkolwiek ze stron. Najłatwiej chyba byłoby wskazać palcem na bezduszną, egoistyczną (czy to cecha, czy już emocja?) maszynę, jednak Garland stawia swoim filmem wiele pytań - nie tyle na temat sztucznej inteligencji, co kondycji człowieka. W końcu Ava nie zyskuje samoświadomości od razu, widz zostaje niejako wrzucony w jej historię, nie wiadomo więc, co zaszło między nią a Nathanem. Być może Garland chce jedynie powiedzieć, że porażki w tworzeniu empatycznej sztucznej inteligencji są spowodowane jedynie ludzką niedoskonałością w przekazywaniu wiedzy, bo przecież razem z pozytywnymi emocjami Avie zostaje przekazana cała masa złości i morderczej intrygi. Z drugiej strony, skoro sztuczna inteligencja jest w stanie poznać całe spektrum ludzkich zachowań i nie tylko je naśladować, co też odczuwać, to przecież powinno uznać się to za sukces. Można postawić sobie wiele pytań po seansie Ex Machiny, każdy widz pewnie będzie miał inne przemyślenia – tak wielką siłę oddziaływania ma ten film. No url Skoro już zostali kilkakrotnie wspomnieni, nie można nie napisać o wspaniałym tercecie aktorskim. Domhnall Gleeson, Alicia Vikander i Oscar Isaac - dwie wschodzące gwiazdy oraz facet, który ostatnio porzucił kota na rzecz X-Winga, tworzą skomplikowane i wiarygodne kreacje aktorskie. Szczególne wyróżnienie należy się tu Alicii Vikander, która szturmem zdobyła rok 2015, ale Ava to jej najlepsza rola (czemu, ach czemu nie ma nominacji do Oscara?) do tej pory. Absolutnie hipnotyzująca – chyba tylko tyle jestem w stanie napisać o tej kreacji. Warto ten film zobaczyć tylko dla samej Alicii, chociaż cała reszta też jest doskonała. W myśl zasady gdzie diabeł nie może, tam babę wyśle, gdzie film nie zawodzi, tam dystrybutor coś zepsuje. Niestety polski dystrybutor nie zadbał o widza i na wydaniu DVD nie udostępnił żadnych materiałów dodatkowych. Ex Machina została wypuszczona we - wciąż popularnej z jakiegoś powodu - wersji książeczkowej, która jest nieco ciekawsza niż standardowe wydania tego typu. Zamiast (zdawałoby się obowiązkowej) notki biograficznej aktorów i twórców jest króciutka historia sztucznej inteligencji w kinie i opis tego, jak wizualnie wykreowano Avę. ‌Ex Machina to małe wielkie kino, które pozostaje z widzem na długo. Podobnie jak wspomniana wcześniej Her czy Moon z 2009 r. dowodzi, że kino science fiction to nie tylko nieudane prequele (Prometheus) czy rebooty zardzewiałych robotów (Terminator: Genisys), ale też miejsce dla młodych inteligentnych twórców, którzy mają coś ciekawego do zaproponowania widzom spragnionym czegoś wyjątkowego.
źródło: materiały prasowe
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj