Fear the Walking Dead powrócił z nowym odcinkiem drugiej części finałowego sezonu, który przypomniał nam, dlaczego ten serial powinien już dawno temu się skończyć.
W pierwszej połowie 8. sezonu Fear the Walking Dead nie pojawił się Victor, w którego wciela się Colman Domingo. Dlatego twórcy postanowili szybko nadrobić zaległości i skupili się w bieżącym odcinku właśnie na jego postaci. Zgodnie z tradycją serialu: skoro mamy nową serię, to dostajemy też nowego Stranda. Ma on nowe imię i fryzurę, innych ludzi wokół siebie, a nawet mówi w innym języku. Twórcy – chyba zainspirowani podróżą Daryla do Francji w The Walking Dead: Daryl Dixon – chcieli sprawić, że ich produkcja będzie bardziej międzynarodowa, bo w miejscu, w którym osiadł Victor, roiło się od Niemców. Niestety nigdy nie mieli dobrych pomysłów na tego bohatera i nic się pod tym względem nie zmieniło.
Spotkanie Stranda z Madison mogło wprawić nas w nostalgiczny nastrój – zwłaszcza gdy bohaterka zadrwiła z jego przemiany i kłamstw. Widzowie pewnie zgodzili się z jej komentarzami, mając w pamięci brutalne i dyktatorskie rządy w Wieży z poprzedniego sezonu. Twórcy starali się, aby metamorfoza Victora miała sens. Jednak wypadło to nieudolnie – wrażenie to spotęgowała scena, w której Madison i Strand zabarykadowali się przed atakującymi zombie. Zamiast uciekać lub szukać broni, urządzili sobie pogawędkę o przeszłości. Było to absurdalne. Nie trzymało w napięciu ani nie emocjonowało. Odbiór sytuacji pogorszyła sztywna gra Colmana Domingo i Kim Dickens.
W pewnym sensie „na ratunek” odcinkowi przyszedł Troy, który jednak nie został zabity przez Madison w 3. sezonie. Twórcy potrzebowali złoczyńcy w drugiej połowie 8. serii, więc Otto został przywrócony do życia. W końcu „nikt nie jest stracony, aż jest stracony”, prawda? Daniel Sharman z łatwością powrócił do roli. Co prawda jego występ nie powalił na kolana, ale na tle pozostałych aktorów wypadł on przyzwoicie i całkiem wyraziście.
Troy wyjawił, że zabił Alicię – jako dowód pokazał nawet charakterystyczną protezę ręki. Trudno powiedzieć, czy powiedział prawdę, czy tylko mąci w głowach bohaterów, ale dobrze działa to pod względem fabularnym. Z jednej strony zabicie bohaterki poza ekranem jest kiepską decyzją ze strony twórców – specjalnie narażają się na hejt widzów, dla których ta postać była jedną z najlepszych w całym serialu. Z drugiej strony taki obrót wydarzeń może okazać się ciekawszy, jeśli Alycia Debnam-Carey nie będzie mogła wrócić do produkcji. Do tego Troy i Madison zyskują powód do zemsty, co będzie napędzać fabułę. Clark chce ochronić PADRE, a Otto je przejąć, aby stworzyć sobie nowy dom. Prosty motyw, ale skuteczny do podtrzymania zainteresowania widzów do końca sezonu – o ile Troy przetrwa tak długo, aby gnębić głównych bohaterów w swoim socjopatycznym stylu.
Konfrontacja między grupą Troya a ludźmi Madison (w tym Daniela, June i Sherry) była źle przeprowadzona i pokazana. Wyglądała nierealistycznie, a nawet idiotycznie. Scena, gdy Otto groził młotkiem Victorowi, nie trzymała w napięciu, choć twórcy usilnie pragnęli wlać w nią jak najwięcej emocji.
Siódmy odcinek Fear the Walking Dead był kiepski. Znowu dała o sobie znać amatorszczyzna produkcyjna i scenariuszowa. Plus za to, że przynajmniej zachowano dobre i płynne tempo akcji. Nie zabrakło też upiornie wyglądających szwendaczy, a także kilku efektownych ujęć. Ujawniono, jaka jest stawka drugiej części 8. sezonu i na czym zależy postaciom, więc szkoda, że końcówka była taka nijaka. Trudno nawet mówić o cliffhangerze. Pozostało jeszcze pięć odcinków do zakończenia serialu, więc przy odrobinie cierpliwości uda się dobrnąć do finału. Dobijemy tego chodzącego trupa nazywającego się Fear the Walking Dead.