Barry Allen (Ezra Miller), ukrywający się pod pseudonimem Flash, jest od pewnego czasu członkiem Ligi Sprawiedliwości. I choć wnosi dużo w jej szeregi, to ze względu na wiek jest traktowany przez resztę zespołu mało poważnie. Sięga się po niego w przypadkach, gdy wszyscy inni są zajęci. Barry powoli zaczyna okazywać swoją irytację tym faktem. Chłopak ma dość, że jego życie to pasmo prawie samych niepowodzeń. Jego matka została zamordowana, ojciec (Ron Livingston) siedzi w więzieniu i choć ma szansę na apelację, to wiadomo, że jest ona skazana na porażkę. Sam Barry nie ma nawet odwagi, by umówić się z dziewczyną, w której zakochał się na studiach. A gdyby tak zmienić przeszłość? Uratować matkę (Maribel Verdú) i wieść szczęśliwe życie... Wszak zmiana jednego małego szczegółu, jakim jest lista zakupów rodzicielki przed wyjściem do marketu, nie powinien mocno zakłócić kontinuum czasoprzestrzennego, a może kompletnie odmienić życie młodego superbohatera. Wbrew radom Bruce’a Wayne’a (Ben Affleck) chłopak postanawia zaryzykować. Jego czyn ma jednak ogromny wpływ na rzeczywistość – tworzy nową, w której metaludzie nie istnieją, Batman (Michael Keaton) dawno przeszedł na emeryturę, a Superman nigdy się nie ujawnił. Na domiar złego naszą planetę zaatakował Generał Zod (Michael Shannon). Problem polega na tym, że nie ma kto bronić ludzkości, gdyż Clark Kent nie istnieje. Jest za to jego kuzynka Kara (Sasha Calle) – obecnie przetrzymywana w tajnej sowieckiej bazie wojskowej. Uratowanie jej nie będzie łatwe. Reżyser Andy Muschietti (To) oraz scenarzystka Christina Hodson (Bumblebee, Ptaki Nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn)) zabrali się za jedno z ciekawszych opowiadań w świecie DC, czyli Flashpoint. To historia opierająca się na tym, że Barry, wykorzystując swoje moce, cofa się w czasie i zmienia bieg wydarzeń, co ma katastrofalne skutki dla całego multiwersum. Nie ma co ukrywać, jest to trudna materia do przedstawienia, bo dotyka wielu bohaterów. A że Snyderwers, w którym to wszystko się rozgrywa, właśnie jest przez ekipę Jamesa Gunna zwijany, to i sens tych wszystkich wydarzeń jest teoretycznie żaden. Może właśnie dlatego Andy i Christina postanowili bawić się tak, jakby jutra miało nie być – wrzucili do tego filmu wszystkie swoje najbardziej szalone pomysły. A jest ich tu mnóstwo. Zacznijmy od tego, że sama postać Barry’ego Allena zostaje przez nich znacznie pogłębiona. Naszym oczom ukazuje się dzieciak dotknięty mocną traumą, neurotyczny, chaotyczny, który bardzo często wyrzuca z siebie słowa, nim zdąży się nad nimi zastanowić. W produkcji Liga Sprawiedliwości było to wykorzystywane jako aspekt komediowy. Tu dostajemy coś więcej. Nareszcie możemy zrozumieć, co sprawiło, że Barry jest taki rozchwiany emocjonalnie. I powiem szczerze, że to, w jaki sposób Hodson przedstawia w scenariuszu tego bohatera, trafia do mnie w stu procentach. Do tego jest jednym z nielicznych bohaterów DC zaprezentowanym nam na dużym ekranie, który nie twierdzi, że jego życiowa tragedia uczyniła z niego bohatera. Nie jest do niej mocno przywiązany. Nie ona go definiuje. W odróżnieniu od Batmana, Aquamana czy Supermana, nawet po zmianie przeszłości, może być Flashem i ratować świat. Nowa rzeczywistość, którą Flash tworzy przez swoje nieodpowiedzialne zachowanie, jest fascynująca. Michael J. Fox nigdy nie zagrał w Powrocie do przyszłości, bo jego gwiazdą został Eric Stoltz, a Kevin Bacon wygrał casting na główną rolę w Top Gun.  Bruce Wayne ma tutaj twarz Michaela Keatona, choć nie do końca wiemy, czy jest to uniwersum, w którym toczyły się filmy Tima Burtona, czy może to tylko wizualne podobieństwo. Niemniej zobaczenie tego aktora w kultowym kostiumie nietoperza i usłyszenie z jego ust „I’m Batman”  mocno cieszy. Tak samo jak to, że Andy Muschietti nie wykorzystuje tego bohatera jako easter egga. Nie spycha go na drugi plan, tylko czyni go ważną częścią nowej patchworkowej Ligi Sprawiedliwości. Bardzo podoba mi się ta wersja Wayne’a i nie uważam, by było to żerowanie na naszej nostalgii. Reżyser i scenarzystka mieli świetny pomysł, który doskonale zrealizowali. Podobnie jest z Karą – Sasha Calle idealnie się do tej roli nadaje. Jest zupełnie inna niż jej kuzyn, ale równie intrygująca. Mam nadzieję, że to nie jest pierwszy i zarazem ostatni raz, kiedy ją widzimy w kostiumie z wielkim czerwonym „S” na piersi, bo byłaby to duża strata. Nie spodziewałem się, że Ezra Miller grający cały czas z samym sobą będzie tak dobry. Aktor pokazał, że znakomicie odnajduje się w repertuarze zarówno komediowym, jak i dramatycznym.  Potrafi połączyć oba te gatunki. Bawi się swoją postacią w bardzo naturalny sposób. Podobnie zresztą jest z Keatonem – widać u niego prawdziwą radość z powrotu do kultowej postaci, która poniekąd była dla niego trampoliną do wielkiej kariery. Jednak największym odkryciem tego filmu jest, przynajmniej dla mnie, Sasha Calle, która, wykorzystując relatywnie mało czasu ekranowego, była w stanie stworzyć świetną Supergirl – postać, która nie jest tylko tłem czy jakimś tanim zastępstwem dla Supermana. Bohaterka sprawia, że cieszymy się jej obecnością i szybko zapominamy o synu Kryptona.
fot. materiały prasowe
+52 więcej
Flash nie jest filmem perfekcyjnym. Cierpi na to samo, co większość ekranizacji komiksowych w ostatnich latach. Efekty specjalne są niestety słabe, żeby nie powiedzieć – tanie. Widać to zwłaszcza w momentach, gdy Flash znajduje się w bańce, w której może cofać czas. Jest ona zaprojektowana tak, by wokół niej była galeria z wydarzeniami z życia Barry’ego. I tu pojawia się największy problem. Znajdujące się w niej postaci – Superman, rodzice Allena i Bruce Wayne o twarzy Bena Afflecka –  są wygenerowane komputerowo i to widać. Ich rysy przypominają postaci z jakieś taniej gry na PlayStation 3. Jest to dla mnie ogromne zaskoczenie, bo nie spodziewałem się czegoś tak słabego. Wydaje mi się, że Gunn trochę przesadził, zachwalając ten film. Jest to oczywiście jedna z lepszych produkcji, jaka powstała w ramach DCU, ale do miana najlepszej ekranizacji komiksowej trochę jej brakuje. To świetna rozrywka z ciekawą historią i dobrym aktorstwem, w której niestety widać braki wizualne. Niemniej chylę czoła przed tym, co Andy Muschietti i Christina Hodson tu osiągnęli. Flash to istna jazda bez trzymanki i spełnienie kilku najskrytszych snów największych fanów świata DC Comics. Smutno się robi, gdy uświadomimy sobie, że – podobnie jak przy Snyderowskiej Lidze Sprawiedliwości – nie zobaczymy rozwinięcia tej historii i będziemy musieli zadowolić się tym, co dostaliśmy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj