Na wstępie trzeba powiedzieć jedno – najnowszy epizod nie był tak zły, jak mogłoby się wydawać po wstępie do tej recenzji. Wręcz można powiedzieć, że był to jak na razie najlepszy odcinek dopiero rozkręcającego się przecież sezonu. To za sprawą dwóch rzeczy – powracającego Harrisona Wellsa, a właściwie „Sherloque Wellsa” oraz wątku tytułowego, czyli śmierci Vibe’a. Grający wszystkie alternatywne i niealternatywne wersje Harrisona Wellsa Tom Cavanaugh jest nadal najjaśniejszą postacią tego serialu. Choć początkowo ktoś mógł uznać pomysł zrobienia z niego kopii legendarnego detektywa, który do tego „Cumberbathuje” jedną z najciekawszych kreacji telewizyjnych tego wieku, to ostatecznie Cavanaugh sprawdza się w tej roli całkiem nieźle. Udało się zresztą zachować jego główne cechy, którymi raczył nas (i kolegów z Team Flash) przez kilka sezonów – to nadal wyniosły i zadufany w sobie dupek. Ale dupek, który przydaje się w najgorszych sytuacjach. Jego powrót uzupełnił i tak już bardzo bogaty Team Flash. Na tej kanwie wyrosło mnóstwo wątków pobocznych ze słowem rodzina w tle. Pomijając już fakt relacji Allenów z Norą, rodziny Westów oraz poszukującej prawdy o swoim ojcu Caitlin, otrzymujemy też szybko wyjaśnienie, dlaczego Cicada jest tak cięty na wszystkich metaludzi. Chodzi oczywiście o córkę, która walczy o życie w jednym ze szpitali w Central City. Osobiście nie zdziwię się, jeśli okaże się, że jego córka jest w tym stanie z powodu Nory, która coraz bardziej zadomawia się w tej linii czasowej. Co też wszyscy wiemy, czegokolwiek ona nie zrobi, co powinno mieć ogromny wpływ na jej przyszłość, niewiele się zmieni. Ale do braku konsekwencji scenarzyści zdążyli nas już przecież przyzwyczaić. Na tym tle całkiem ciekawie prezentował się wątek wspomnianego już Cicady, który chciał dorwać Vibe’a, czyli Cisco Ramona i oczywiście go wyeliminować. Może sam sposób, w jaki chciał się do niego dostać, nie był zbyt porywający (na marginesie, dziadek West zaczyna być coraz bardziej irytujący w swojej roli mentora siedzącego na „bujanym” fotelu), ale już finałowe starcie było emocjonujące. Oczywiście trudno było uwierzyć w zapowiedzianą w trailerach śmierć Cisco, niemniej w efekcie był moment, kiedy można było się zastanowić – a może jednak? Swoją drogą po raz kolejny okazuje się, że najmocniejszym speedsterem w tym sezonie jest póki co Nora, która systematycznie ratuje wszystkim tyłki, a przecież jest podobno na początkowym etapie.
fot. Katie Yu/The CW
+12 więcej
Wracając jeszcze do samego Cicady to można odnieść wrażenie, że odkrywanie jego tajemnic (włącznie z motywacją), dzieje się zbyt szybko, co wskazuje na to, że antybohater, którego w przyszłości nikt nie był w stanie powstrzymać, tu zginie szybko, a twórcy wyciągną niczym asa z rękawa kogoś o wiele gorszego. Bo też tak między bogiem a prawdą póki co Cicada nie sprawia wrażenia kogoś, wokół kogo przez cały sezon można budować długofalową historię. Czy tak będzie faktycznie zobaczymy jednak w kolejnych odcinkach. The Death of Vibe nie był odcinkiem wybitnym, ale też nie był tragedią. Dostaliśmy odpowiednią dawkę humoru oraz akcji. Chemia między Norą i Barrym nadal istnieje, no i powrócił nowy, dobry Wells. W tym wszystkim szkoda tylko, że jest to raczej serial z gatunku dramatów rodzinnych z domieszką wątków superbohaterskich, a nie odwrotnie. Tą drogą zresztą poszła Supergirl (z domieszką wątków LGBT), co zupełnie nie wyszło temu serialowi na dobre.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj