Strukturę drugiego epizodu tego sezonu możemy porównać do jajka. W centrum, jako dojrzewające do życia (albo śmierci) żółtko, jest Barry i jego próba zapobiegnięcia własnej śmierci, a białko to pośrednie historie z przeciwnikiem tygodnia, do których wyjątkowo nie musi przykładać (jak na razie) zbyt wielkiej uwagi, pojawiając się tylko na sam finał. Aha, no i w tle mamy dr. Ramseya Rosso, który najpewniej, w jakimś momencie sezonu, będzie wrzodem, którego Team Flash nie będzie w stanie pokonać przez kilkanaście kolejnych epizodów. W centrum uwagi znajduje się jednak główny bohater, który ma odegrać najważniejszą rolę w nadchodzącym kryzysie – zginąć, by uratować innych. Pewną zajawkę otrzymaliśmy w podróży w czasie jego świadomości, gdzie poznał wszystkie alternatywne światy i wersje tego, co ma się wydarzyć włącznie z tym, jak będzie wyglądać jego śmierć. Biorąc poprawkę na budżet serialu, wyglądało to naprawdę nieźle. Biegnący Flash rozpadający się w pył to to, co mieliśmy zobaczyć dopiero w czasie crossoveru, stąd rodzi się pytanie, czy czasem Barry jednak nie przeżyje? Tego teoretycznie nie możemy wiedzieć, choć twórcy przecież niejednokrotnie odchodzili od kanonu komiksowego, więc czemu i teraz by nie mieli tego zrobić? Poza tym, jak już się przekonywaliśmy w poprzednich sezonach, jeśli Barry i Iris mówią, że nie dopuszczą do jego śmierci, to tak przecież będzie. I czuć to w warstwie wizualnej jak i emocjonalnej, przy czym nie jest to tak nachalnie przerysowane, jak to często we Flashu bywało. Stąd może nas zaskoczyć relacja Barry'ego z sobowtórem jego matki na Ziemi 3, która niesie ze sobą co prawda wiele emocji, ale w sposób naturalny, dający nam możliwość własnej interpretacji zachowań bohaterów i całej sytuacji. Można wręcz powiedzieć, że pod tym względem serial wyjątkowo dojrzał.
fot. The CW
+5 więcej
Całkiem nieźle wypadł również wątek przeciwnika, a właściwie przeciwniczki tygodnia, którą rozpracowywała reszta Team Flash. Cecile nie irytowała jak zawsze, Ralph dawał odpowiednią dawkę dystansu i humoru, przy czym trzeba od razu zaznaczyć, że jest to jedna z niewielu postaci tego serialu, która zaliczyła tak duży rozwój. Obecny Dibney nie jest tym samym – wybaczcie stwierdzenie, przygłupkiem, jakim był na samym początku, dzięki czemu znacznie zyskał w naszych oczach. Stał się trochę takim mentorem grupy zastępując niejako w tej roli Harrisona Wellsa. Eksperyment z Killer Frost również zdaje egzamin – jej wątek jest poprowadzony lekko i wygląda dość sensownie, dając sporo możliwości na wprowadzanie humoru sytuacyjnego. Słowem – Allegra Garcia nie męczyła w żaden sposób i była fajnym uzupełnieniem głównej historii z ciekawą podkładką na jej dalsze rozwinięcie. Twórcy na szczęście nie zapomnieli o szalonym doktorku, który bardziej przez własną nierozwagę zaczyna stwarzać bardzo duże zagrożenie dla Central City. Pytanie tylko, kiedy się o tym faktycznie przekonamy – jeszcze przed kryzysem, czy już po, kiedy zastanie nas zupełnie nowa rzeczywistość w tym serialu. Jak na razie Flash zmierza w dobrym kierunku, a biorąc pod uwagę to, co dzieje się również w Arrow, to zaczynam nabierać pewności, że wyjątkowo twórcy naprawdę przemyśleli każdy kolejny epizod. We wcześniejszych sezonach ewidentnie mieli kryzys twórczy, a teraz – jak na ironię, zbliżający się kryzys wymusił na nich kreatywność, jakiej już dawno nie widzieliśmy w Arrowerse. Oby, zbliżający się wielkimi krokami crossover, był tego świetnym zwieńczeniem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj