Flash: sezon 6, odcinek 2 - recenzja
W oczekiwaniu na największy kryzys w Arrowerse dostajemy kolejny, naprawdę niezły odcinek Flasha. Tak dobrze w tej produkcji nie było już dawno.
W oczekiwaniu na największy kryzys w Arrowerse dostajemy kolejny, naprawdę niezły odcinek Flasha. Tak dobrze w tej produkcji nie było już dawno.
Strukturę drugiego epizodu tego sezonu możemy porównać do jajka. W centrum, jako dojrzewające do życia (albo śmierci) żółtko, jest Barry i jego próba zapobiegnięcia własnej śmierci, a białko to pośrednie historie z przeciwnikiem tygodnia, do których wyjątkowo nie musi przykładać (jak na razie) zbyt wielkiej uwagi, pojawiając się tylko na sam finał. Aha, no i w tle mamy dr. Ramseya Rosso, który najpewniej, w jakimś momencie sezonu, będzie wrzodem, którego Team Flash nie będzie w stanie pokonać przez kilkanaście kolejnych epizodów.
W centrum uwagi znajduje się jednak główny bohater, który ma odegrać najważniejszą rolę w nadchodzącym kryzysie – zginąć, by uratować innych. Pewną zajawkę otrzymaliśmy w podróży w czasie jego świadomości, gdzie poznał wszystkie alternatywne światy i wersje tego, co ma się wydarzyć włącznie z tym, jak będzie wyglądać jego śmierć. Biorąc poprawkę na budżet serialu, wyglądało to naprawdę nieźle. Biegnący Flash rozpadający się w pył to to, co mieliśmy zobaczyć dopiero w czasie crossoveru, stąd rodzi się pytanie, czy czasem Barry jednak nie przeżyje? Tego teoretycznie nie możemy wiedzieć, choć twórcy przecież niejednokrotnie odchodzili od kanonu komiksowego, więc czemu i teraz by nie mieli tego zrobić? Poza tym, jak już się przekonywaliśmy w poprzednich sezonach, jeśli Barry i Iris mówią, że nie dopuszczą do jego śmierci, to tak przecież będzie. I czuć to w warstwie wizualnej jak i emocjonalnej, przy czym nie jest to tak nachalnie przerysowane, jak to często we Flashu bywało. Stąd może nas zaskoczyć relacja Barry'ego z sobowtórem jego matki na Ziemi 3, która niesie ze sobą co prawda wiele emocji, ale w sposób naturalny, dający nam możliwość własnej interpretacji zachowań bohaterów i całej sytuacji. Można wręcz powiedzieć, że pod tym względem serial wyjątkowo dojrzał.
Całkiem nieźle wypadł również wątek przeciwnika, a właściwie przeciwniczki tygodnia, którą rozpracowywała reszta Team Flash. Cecile nie irytowała jak zawsze, Ralph dawał odpowiednią dawkę dystansu i humoru, przy czym trzeba od razu zaznaczyć, że jest to jedna z niewielu postaci tego serialu, która zaliczyła tak duży rozwój. Obecny Dibney nie jest tym samym – wybaczcie stwierdzenie, przygłupkiem, jakim był na samym początku, dzięki czemu znacznie zyskał w naszych oczach. Stał się trochę takim mentorem grupy zastępując niejako w tej roli Harrisona Wellsa. Eksperyment z Killer Frost również zdaje egzamin – jej wątek jest poprowadzony lekko i wygląda dość sensownie, dając sporo możliwości na wprowadzanie humoru sytuacyjnego. Słowem – Allegra Garcia nie męczyła w żaden sposób i była fajnym uzupełnieniem głównej historii z ciekawą podkładką na jej dalsze rozwinięcie.
Twórcy na szczęście nie zapomnieli o szalonym doktorku, który bardziej przez własną nierozwagę zaczyna stwarzać bardzo duże zagrożenie dla Central City. Pytanie tylko, kiedy się o tym faktycznie przekonamy – jeszcze przed kryzysem, czy już po, kiedy zastanie nas zupełnie nowa rzeczywistość w tym serialu.
Jak na razie Flash zmierza w dobrym kierunku, a biorąc pod uwagę to, co dzieje się również w Arrow, to zaczynam nabierać pewności, że wyjątkowo twórcy naprawdę przemyśleli każdy kolejny epizod. We wcześniejszych sezonach ewidentnie mieli kryzys twórczy, a teraz – jak na ironię, zbliżający się kryzys wymusił na nich kreatywność, jakiej już dawno nie widzieliśmy w Arrowerse. Oby, zbliżający się wielkimi krokami crossover, był tego świetnym zwieńczeniem.
Poznaj recenzenta
Paweł SzałankiewiczDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat