FUBAR wyraźnie miał być komedią szpiegowską, w jakimś stopniu nawiązującą do hitu Arnolda Schwarzeneggera pod tytułem Prawdziwe kłamstwa. Fundamentem serialu jest relacja ojca z córką, czyli dwóch agentów CIA. To relacja trudna, która podczas całego sezonu ma poruszyć rozmaite problemy, aby ich więź ostatecznie została wzmocniona. Cel szczytny, wykonanie słabe. Choć aktorzy stanowią o sile tej produkcji, to scenariusz pozostawia, delikatnie mówiąc, wiele do życzenia. Banał to słowo, które prawdopodobnie będzie towarzyszyć Wam przez cały sezon. Na papierze jest to jak najbardziej komedia szpiegowska, ale w praktyce... Ani to śmieszne, ani ciekawe. Jest za to infantylne, powierzchowne do bólu, źle napisane i zwyczajnie mało interesujące, jeśli chodzi o kwestię szpiegowską. A to dziwi, bo twórcą i scenarzystą jest Nick Santora, który w lekkiej rozrywce sprawdził się przy Skorpionie, a ostatnio odniósł sukces z Reacherem. Ten serial ma dobry punkt wyjścia, którym jest relacja ojca z córką w świecie CIA. To powinien być komediowy samograj, bo każdy wie, że Arnold Schwarzenegger sprawdza się zaskakująco dobrze w takich produkcjach. Tutaj jednak nawet on nie jest w stanie wyciągnąć z tego coś strawnego. Na ekranie często pojawia się zwyczajny kicz. Dostajemy festiwal nietrafionych żartów. Wina leży po stronie scenariusza, złych dialogów, budowy relacji postaci i bohaterów pobocznych. Nie znajdziecie w serialach nikogo bardziej irytującego i stereotypowego niż pomocnicy Schwarzeneggera i jego serialowej córki. 
fot. materiały prasowe
+15 więcej
Część szpiegowska wywołuje zażenowanie. Jest powierzchowna, nieciekawa, momentami wręcz głupia. Odniosłem wrażenie, że twórcy nie byli nią zainteresowani i potraktowali ten aspekt jako pretekst do głównej opowieści, jaką jest FUBAR. Nie ma w tym ani intrygi, ani napięcia, ani emocji. Cały sezon to tak naprawdę kiczowata terapia ojca i córki. Nawet w pozornie poważnych momentach na misji ten aspekt wychodzi na pierwszy plan, jeszcze bardziej deprecjonując powagę szpiegowskiej części serialu. To przytłacza i generuje krindżowe żarty, irytujące zachowania i siermiężny rozwój postaci. Znów dochodzimy do wniosku, że pomysł jest OK, ale wykonanie woła o pomstę do nieba. FUBAR nie sprawdza się też jako serial akcji, bo jak na produkcję z Arnoldem Schwarzeneggerem, akcji jest naprawdę niewiele. Twórcy nie są nią zainteresowani, bo ich priorytetem jest ukazanie komediowej otoczki wokół popapranej relacji ojca z córką. Ale widz prędzej przewróci oczami, niż wybuchnie śmiechem. To jest przykład serialu, który wyłożył się na etapie scenariusza, bo w żadnej innej produkcji nie zobaczycie tylu negatywnych przykładów budowania gagów czy realizacji żartów sytuacyjnych. Czasem jest to tak łopatologiczne, że aż boli – zwłaszcza gdy w dialogach Schwarzenegger nawiązuje do swoich powiedzonek czy filmów. Coś, co powinno być takim mrugnięciem do widza i dobrą humorystyczną wstawką, staje się przykładem złego scenariusza i słabej reżyserii. Twórcy wykazali się wyczuciem na poziomie słonia w składzie porcelany. Jednocześnie nie mogę powiedzieć, że FUBAR to bardzo zły serial. To po prostu coś z innej epoki. Taki film mógł postać jakieś 20-30 lat temu. Są w nim ciekawe momenty, a Schwarzenegger robi, co tylko może, by komediowo wyciągnąć to ze scenariuszowego bagna. Lubię lekkie, rozrywkowe seriale w stylu wspomnianego Skorpiona, ale FUBAR jest po prostu słaby i nieciekawy. Ochota na kolejny odcinek mija bardzo szybko, bo nie ma tu nic, co generowałoby zainteresowanie. Schwarzenegger zasługuje na o wiele więcej! Rozczarowanie niewarte czasu, a potencjał był naprawdę duży.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj