Joe Hill, jak sam przyznaje we wstępie do zbioru Gaz do dechy, długo szukał własnej literackiej drogi. Nie chciał podążać śladem rodziców, starał się wyczuć trendy, próbował sił w różnych gatunkach literackich. Zapewne z tego okresu pozostała mu duża elastyczność i umiejętność poruszania się w różnych gatunkach. Chociaż często wybiera grozę czy opowieści niesamowite, to gdy ma pomysł, śmiało sięga po inne konwencje. Świetnie do widać w omawianym zbiorze. Co prawda w twórczości amerykańskiego pisarza elementy literackiego horroru (czy szerzej: opowieści niesamowitych) pojawiają się często, ale groza kreowana przez Hilla jest specyficzna. Zwykle nie ma u niego prostego rozwiązania, czystego cięcia fabuły, katharsis na końcu utworu, dzięki czemu możemy spać spokojnie, bo zło zostało pokonane. Owszem, czasem moralność i sprawiedliwość zwyciężą, ale to nie one są kluczem. Hill woli snuć czasem ponure, czasem niepokojące opowieści przedstawiające wycinek większej rzeczywistości, nie zawsze w pełni tłumaczące kreowaną rzeczywistość. Trochę jak w Faunie (nota bene jednym z najlepszych opowiadań w zbiorze), tylko na chwilę uchyla drzwi do innego świata, daje nam go posmakować, ale jednocześnie stawia sprawę jasno: jesteśmy tu tylko gościem.
Źródło: Albatros
Jednakże Gaz do dechy to nie tylko groza. Mamy tu prawdziwą mieszankę gatunków. Bardzo dobrze wypada chociażby flirt z thrillerem w postaci Jesteście wolni - toczy się na pokładzie samolotu podczas wybuchającego konfliktu zbrojnego. Fantasy mamy we wspomnianym już Faunie, mocna i krytyczna wizja przyszłości pojawia się w Jesteś dla mnie najważniejsza, a Kciuki to rozrachunek konsekwencjami tak zwanej wojny z terroryzmem prowadzonej przez Stany Zjednoczone z perspektywy osób biorących w niej udział. Hill próbuje też gry formą. W Diable na schodach typografia, układ wersów z założenia ma przypominać schody właśnie, co jest interesujące, choć niestety bardziej niż samo opowiadanie. O wiele lepiej wypadają Tweety z cyrku umarłych – nie tylko za sprawą treści przekazywanej wyłącznie krótkimi wiadomościami tekstowymi. W tym wypadku sposób prowadzenia narracji stanowi wartość dodaną, budującą atmosferę. Od dłuższego czasu Hill nie ukrywa, że Stephen King jest jego ojcem. Ma swoją markę oraz umiejętności: nie musi wykorzystywać wsparcia rodzica do osiągnięcia popularności. Z czystym sumieniem mogą więc od czasu do czasu napisać razem jakiś tekst. W Gazie do dechy są dwa takie opowiadania. Tytułowe, nawiązujące do horrorów klasy B, w których bohaterowie uciekają przed niewyjaśnionym, bezwzględnym zagrożeniem (choć jest w tym utworze też coś więcej, co finalnie zmienia jego wymowę). Natomiast zekranizowane W wysokiej trawie, znacznie lepsze od filmu, potrafi oszołomić atmosferą.
Jak to bywa w zbiorach opowiadań, szczególnie z tekstami pisanymi na przestrzeni lat, nie wszystkie opowiadania stoją na najwyższym poziomie. Trafiają się teksty słabsze, jakby niedopracowane czy zbyt oczywiste (Nad srebrzystą wodą jeziora Champlain, Mroczna karuzela), ale w wszystkich widać poszukiwanie własnej drogi, chęć spróbowania czegoś nowego, pokazania znanego z popkultury motywu w nowym świetle. Otrzymujemy więc interesującą literacką przygodę, pełną niespodzianek i podlaną dreszczykiem grozy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj