God Friended Me powraca na ekrany po świątecznej przerwie. I trochę rozczarowuje rozwiązaniem cliffhangera.
God Friended Me powraca od razu do miejsca nieoczekiwanego spotkania z Prią. I niestety pod tym względem rozczarowuje, bo choć twórcy wykorzystują to lekko, by nakierować fabułę, mimo wszystko cliffhanger ostrzył apetyt na coś więcej. Pria oczywiście nie jest Falconem (tego to można było się domyśleć), ale jest istotna dla opowieści i zdradza nam wiele informacji na temat tajemniczego hakera. Na tym etapie chyba możemy włożyć na półkę rozważania, czy to sztuczna inteligencja, czy nadnaturalna siła. Trzy postacie wybitnych hakerów chcących zmieniać świat to jednoznaczna sugestia czegoś zupełnie innego, ale na szczęście nie buduje podobieństw do innych produkcji.
Największy potencjał został zbudowany nie przez Prię, ale przez nową postać Simona, który pracował z nią i Henrym nad sztuczną inteligencją. Wprowadzenie nowego gracza do tej historii okazuje się ciekawym zamysłem z potencjałem na dalszy pozytywny rozwój głównego wątku. Szczególnie dobrze się sprawdza cliffhanger z informacją o kupnie firmy Milesa i Rakesha przez tegoż miliardera. Niby rozwiązanie dość przewidywalne, ale sprawdza się i dobrze buduje oczekiwania na dalsze losy bohaterów. Umówmy się - oni w tej pracy i tak spędzali chyba pięć minut dziennie, szukając coś dla konta boga...
Sprawa odcinka jest poprawna. Z jednej strony wszystko jest utrzymane w typowym tonie serialu, więc wszystko jest w miarę proste, ale z dobrze budowanym emocjonalnym ładunkiem. To jest ciekawe, bo wszyscy dostrzegamy, że takie wątki, jak z Heidi, są sztampowe, ale pomimo tego udaje się te emocje pokazać i one nadają charakter
God Friended Me. Ta pozytywna strona serialu jest odświeżająca na tle wszechobecnego mroku w telewizji i w platformach streamingowych. Wątek jest też istotny dla rozwoju bohaterów, bo jednak powiązanie z nim historii Cary i jej relacji z matką oraz Milesa i jego porzucenie przez dziewczynę ma znaczenie. Twórcom zależy, by wątki pojedynczych odcinków nie były tylko jednorazową rozrywką, a jakoś rozwijały fabułę (wiemy, że ponownie jest to osobisty związek z Milesem) i same postaci. A to można docenić, bo wyraźnie pokazuje, że twórcy chce się coś więcej.
God Friended Me generalnie utrzymuje swój poziom, dając lekką, przyjemną i wesołą rozrywkę. Świetnie to się ogląda.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h