Gołąbeczki to kinowa komedia, która przez pandemię koronawirusa miała premierę na Netfliksie. Czy mając w obsadzie takie gwiazdy jak Issa Rae i Kumail Nanjiani, można ponieść porażkę? Sprawdzam.
Gołąbeczki opierają się na dość ogranym schemacie komedii, czyli zwyczajni bohaterowie znajdują się w bardzo nietypowych i nadzwyczajnych okoliczności. Twórcy postanowili jednak iść krok dalej i zasadniczo zrobić z tego komedię romantyczną, więc główni bohaterowie to para po latach związku, która kompletnie się z sobą nie dogaduje i chwilę przed lawiną wydarzeń decyduje się skończyć tę relację. Trudno nie dostrzec potencjału, bo jednak takowy jest w tak prostej koncepcji. Tym bardziej boli, jak twórcy to marnują.
Przede wszystkim fabularnie jest to rzecz okropnie banalna. Bohaterowie nie mają nic ciekawego do roboty. Idą od punktu A do punktu B, bezsensownym szczęściem znajdując nowy trop. Jeśli tak budowana jest intryga kryminalna, przestaje ona angażować i mieć jakiekolwiek znaczenie. Ba, szybko okazuje się ona jedynie pretekstową wymówką dla romantycznej sfery opowieści o związkach. Takim sposobem część kryminalna, czyli te niecodzienne wydarzenia z życia bohaterów, w żadnym momencie nie dodaje pazura tej historii, a rozwiązania jej są festiwalem oczywistości, które możemy przewidzieć na samym początku.
Problem jest taki, że wszystko jest narzędziem służącym wątkowi romantycznemu, który jest oparty na komunałach i pustce emocjonalnej. Trochę jakby z kiepskiej kreskówki wiemy, że bohaterowie zatracili zdolność komunikacji w związku, więc wydarzenia pozwolą im wzajemnie się odnaleźć i rozpalić swoją miłość na nowo. Ot, taki banał. O tym są Gołąbeczki i w samym koncepcie nie ma nic złego, ale scenariuszowo to szablony, które były wykorzystywane w wielu filmach w o wiele lepszej jakości. Nie mogę jednak uwierzyć w ich uczucie, które nie jest autentyczne, a jego przemiana w trakcie seansu kompletnie nie zmienia tego wrażenia.
Kumail Nanjiani i Issa Rae to talenty komedii, które zasługują na o wiele lepszy scenariusz. Ich duet robi, co może, aby wyciągać z tego, co tylko się da i nie da się ukryć, że ich wspólne kłótnie i wzajemne docinki ogląda się dobrze. Szybko jednak okazuje się, że to nie wystarcza, ponieważ najlepsze sceny były już w zwiastunie (tak pod kątem fabularnym, jak i humorystycznym). Te kilka solidnych pomysłów to za mało na całą historię, która nie potrafi rozbawić pomimo starań tego duetu. Jasne, raz czy dwa zaśmiejemy się, bo ci aktorzy naprawdę wychodzą z siebie, by wywołać choć odrobinę śmiechu. Tylko jakościowo to jest przeciętne i nie ma tego zbyt wiele.
Gołąbeczki miały być w kinach i powiem szczerze: wyszedłbym z seansu poirytowany, że na to poszedłem. Takim sposobem jednak jego jakość wpisuje się wręcz idealnie w bibliotekę przepełnioną przeciętnymi produkcjami oryginalnymi Netflixa. Dzięki aktorom nie jest to tak złe, ale cały koncept oraz talenty zaangażowane w produkcję zasługiwały na o wiele więcej.