Good Trouble, czyli nowe dziecko stacji FreeForm, jest niebanalną wycieczką w świat współczesnej młodości. A ten, jak można się spodziewać, jest pełen euforii i dramatów, sukcesów i tytułowych kłopotów. Czy w takim razie z czegoś tak ogólnego mógł powstać serial na miarę wymagających gustów widzów?
Good Trouble jest spin-offem familijnego serialu
The Fosters, innej dość popularnej produkcji stacji Freeform. Good Trouble przedstawia dalsze losy dwóch córek rodziny Adams Foster - Callie (
Maia Mitchell) oraz Mariany (
Cierra Ramirez). Pierwszy sezon składa się z trzynastu odcinków i już teraz stacja zamówiła kontynuację serialu. Callie i Mariana przenoszą się po zakończeniu studiów do Los Angeles i tam rozpoczynają swoje samodzielne, a przede wszystkim dorosłe życie. Jak można się spodziewać, na swojej drodze spotkają się z sytuacjami, które postawią w wątpliwość ich instynkt moralny, a wybory, których będą musiały dokonać, nigdy nie będą łatwe. Callie rozpoczyna swoją aplikację adwokacką w kancelarii konserwatywnego sędziego Wilsona (Roger Bart), a Mariana próbuje odnaleźć się jako programista w jednej z najlepiej prosperujących firm w Los Angeles. Młode kobiety muszą odnaleźć się nie tylko w nowym środowisku pracowniczym, ale także mieszkaniowym. Okazuje się, że przez niedopatrzenie dziewczyny wynajmują pokój w odrestaurowanym teatrze, w którym muszą dzielić wspólną przestrzeń z innymi, zupełnie nieznanymi im ludźmi. Tak rozpoczyna się ich dorosłe życie w małej komunie, gdzie być może i mieszkańcy mają różne charaktery, ale łączy ich wspólna ideologia.
Good Trouble wyraźnie odcina się od słodkiego i dość bezpiecznego serialu jakim jest
The Fosters. Tam, gdzie jego poprzednik był zachowawczy i podchodził z umiarkowanym dystansem, tak
Good Trouble wskakuje z pełną parą i bez zażenowania bierze się za rogi z tym co grzeczne i przewidywalne. Już od samego początku serial stara się udowodnić widzowi, że niesie ze sobą nową jakość i wychodzi naprzeciw oczekiwaniom widzów generacji Z. Jest tutaj bardzo niewiele tradycyjnych elementów, które można zidentyfikować jako normalne czy konserwatywne. Bohaterowie serialu tworzą dość artystyczną klikę, w której indywidualność i ekspresja siebie samego stoi na pierwszym miejscu. Co więcej, serial bardzo wyraźnie sięga po atrybuty dorosłości, podkreślając tym samym, że jest czymś więcej niż rodzinną opowiastką. Ponieważ wydarzenia dzieją się kilka lat po finale
The Fosters, a główne bohaterki w dalszym ciągu nie wyglądają zbyt dojrzałe, to sięgnięto po inne metody, by uwidocznić ich wiek. Akcja nie stroni od imprez, w których alkohol jest wyraźnie widoczny. Nie brakuje również golizny, choć ta jest pokazywana w raczej niewymuszony sposób. Towarzyszy sytuacjom intymnym, rzadko jest wykorzystywana dla elementu szoku. Widać, że
Good Trouble, oprócz ciekawie rozbudowanej warstwy fabularnej, chce oddziaływać na zmysły widzów. Stąd głębia smaków, kolorów, ekspozycja pięknego, naturalnego ciała. Wszystko wydaje się być tak intensywne, że wylewa się z ekranu i chce porwać swoich widzów.
Serial jest stworzony w dość charakterystyczny dla siebie sposób. Jest przede wszystkim bardzo kolorowy, wartki i bezpretensjonalny. Posiada jednak powtarzający się schemat, który dopiero z czasem przestaje być aż tak zauważalny, a co za tym idzie - mniej irytuje. Każdy odcinek posiada główną oś wydarzeń, ale bardzo często wykorzystywane są przeskoki w czasie albo alternatywne prowadzenie wątków. Do tego ostatniego mam najwięcej zastrzeżeń, zwłaszcza w pierwszych odcinkach, bo utrudnia to po prostu właściwą percepcję opowieści. Są to zwłaszcza newralgiczne sceny, w których postać musi dokonać jasnego wyboru, a który zaważy na jej losie. Dostając scenę, w której bohater,stojąc wobec dylematu, mówi, jak chce, a zaraz potem jednak wydarzenia dzieją się tak jak być “powinny”, łatwo można się pogubić, nie wspominając nawet o wielokrotnym rozczarowaniu. Pod koniec sezonu, przestaje to jednak przeszkadzać i działa tutaj zwyczajne przyzwyczajenie się do tego schematu.
Jest to jedna z niewielu rzeczy, na które w gruncie rzeczy można narzekać. Cała reszta bardzo szybko daje się lubić i z łatwością można złapać fanowskiego bakcyla. Najsłabszym punktem serialu jest jego pilot, który chce pokazać za dużo, za szybko, za bardzo chaotycznie. Z każdym kolejnym odcinkiem, serial nie tylko nabiera wprawy, ale zyskuje sympatię widza. Co ciekawe najmocniejszym jego elementem wcale nie są dwie główne bohaterki, ale właśnie mieszkańcy Koterii, którzy z czasem zyskują coraz więcej uwagi widzów. To właśnie poprzez nich, twórcy starają się dosięgnąć do jak największej grupy odbiorców, w ciekawy sposób poruszając różnorodne problemy współczesnego społeczeństwa. Pod tym względem
Good Trouble nie różni się za bardzo od
The Fosters - oba seriale chcą być nie tylko produkcją rozrywkową, ale mają na celu podniesienie dyskusji na tematy społeczne. Dlatego chociażby za sprawą Mariany serial porusza sprawę maskulinizacji zawodów i obecnemu tam seksizmowi; Callie i Malika pokazują dwie różne strony dla społecznego ruchu Black Lives Matter; postać Dennisa ukazuje problem często ignorowanej depresji wśród mężczyzn; na przykładzie postaci Rebeki serial wypowiada się w sprawie molestowania w pracy, a Gael czy Alice są reprezentacją mniejszości seksualnych i etnicznych. Co ciekawe, serial nie jest nachalny ze swoją liberalną postawą. Przedstawione obrazy wydają się być naturalne i swobodne. Pojawia się sporo dość poważnych terminów odnoszących się bezpośrednio do konkretnych problemów społecznych, ale nikt nimi nie szafuje, ani nie wyolbrzymia. Nie są one rzucane na wiatr, ani pusto wykorzystywane.
Dużym plusem są również główne wątki serialu. Nie jest ich sporo, ale są rozbudowane i poświęca się im wystarczająco dużo czasu, aby w pokazać zarówno szerszy kontekst, jak i jednostkowy wymiar. Sytuacja Mariany w firmie, jej zmagania by być traktowaną na równi z mężczyznami nie jest może pomysłem nowym, ale została przedstawiona w zupełnie nowym świetle. Z kolei Callie i jej działalność prawnicza ukazuje swoistego rodzaju bezradność wobec autorytetu i systemu prawa, ale i chęć sprawiedliwości tak bardzo charakterystyczną dla młodego pokolenia. Ciekawym zabiegiem jest również pokazanie zaplecza demonstracji i tego, jak rodzi się ruch społeczny sprzeciwiający się niesprawiedliwości. Całość okraszona jest tym niespokojnym duchem młodości, ciekawości i chęci eksperymentowania. Z łatwością można stwierdzić, że każdy znajdzie tam coś dla siebie.
Moim osobistym, na szczęście małym, rozczarowaniem są epizodyczne wątki poświęcone rodzeństwu Callie i Mariany. Jude, Jesus i Brandon pojawiają się sporadycznie i nie do końca w trafiony sposób. Przeszkadzają tutaj duże zbiegi okoliczności, które dają raczej wrażenie, że te postaci są w tym serialu raczej na siłę, niż faktycznie mają niezbędną rolę do spełnienia. Jeśli jest to ukłon w stronę fanów serialu
The Fosters, to być może ma to większy sens, ale z punktu widzenia bieżących wydarzeń można byłoby śmiało ich pominąć. Co ciekawe, ta zasada nie do końca aplikuje wobec Stef i Leny, których wizyty mają więcej sensu i są ze sobą dość spójne.
Szczerze powiedziawszy to pierwszy sezon jest zaskakująco dobry, o wiele bardziej niż się tego spodziewałam. Przebija się tutaj przede wszystkim wolność młodych bohaterów i brak rodzinnych autorytetów. Oczywiście nie jest to produkcja idealna, posiada pełno małych nieścisłości i skrótów, byle tylko ułatwić przebieg wydarzeń. Z drugiej jednak strony jest rewelacyjną i emocjonalną przejażdżką, zabawną opowiastką o błędach młodości, które ostatecznie kończą się dobrze. Serial dostarcza zatem wszystko to, co obiecuje, a czasem nawet więcej. Okazuje się bowiem, że jako widz, bardzo szybko można przywiązać się do mieszkańców Koterii. A to jest przecież jednym z najlepszych wyznaczników o jakości serialu. Z niecierpliwością czekam na drugi sezon, tym bardziej że moje nadzieje zostały rozbudzone, a poprzeczka stoi wysoko.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h