Gdy Jerome wkracza do akcji w Gotham, pewne jest, że serial znowu przyniesie mnóstwo szalonej rozrywki i przedziwnych zwrotów wydarzeń. I w najnowszych odcinkach nie było inaczej.
Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że dwa najnowsze odcinki
Gotham należały do Jerome’a, w którym wszyscy upatrujemy Jokera. Zresztą, jakkolwiek by go nie nazwać, gdy się pojawia na ekranie, to wtedy serial wznosi się na swoje wyżyny, dostarczając najwięcej rozrywki i szalonych wydarzeń. Kapitalny Cameron Monaghan znowu skradł show swoją niesamowicie przekonującą i charyzmatyczną grą, a jego upiorny, obłąkańczy śmiech powoduje ciarki na plecach. To sama przyjemność oglądać tak utalentowanego aktora, który tym razem musiał zagrać podwójną rolę.
W najnowszych odcinkach nie chodziło wyłącznie o terroryzowanie miasta i próbę doprowadzenia go do szaleństwa z pomocą kilku innych złoczyńców, którzy niestety bardziej stanowili tło niż wykazali się czymś spektakularnym. Nawet Pingwin, który powrócił do ulizanej fryzury z pierwszych sezonów, musiał usunąć się w cień roześmianego Jerome’a, przez co stracił nieco blasku. Ważniejsza była w tym wszystkim zemsta na bracie, który dla odmiany okazał się dobrym bliźniakiem. Z jednej strony wyjawienie prawdziwej tożsamości Xandera Wilde’a było zaskakujące, ale z drugiej strony też przewidywalną i często wyśmiewaną kliszą. Jednak
Gotham tak ma, że lubi balansować na granicy powagi i kiczu, więc zupełnie nie dziwi, że twórcy wpadli na tak banalny sposób poprowadzenia fabuły. Jedyne, co tutaj tak naprawdę raziło w oczy to słaba praca kamery i montaż, gdy na ekranie widzieliśmy jednocześnie obu Valesków. Nie udało się stworzyć wiarygodnej iluzji, że Cameronowi Monaghanowi nie statystuje słabo ucharakteryzowany aktor.
Wprowadzenie bliźniaka to również całkiem dobry pomysł, aby kontynuować szaleńcze zapędy Jerome’a, z którym niestety musieliśmy się pożegnać, ponieważ (znowu!) zginął. Raczej nie ma w tym przypadku, że jego śmierć przypominała tę z filmu
Batman z 1989 roku, gdzie Joker, w którego wcielał się Jack Nicholson, również uśmiechał się szeroko po śmiertelnym upadku. Trzeba przyznać, że takie małe nawiązanie ze strony twórców naprawdę cieszy. Zresztą w siedemnastym odcinku mogliśmy również usłyszeć słynną kwestię z komiksu
Zabójczy żart, o tym, że wystarczy jeden zły dzień, aby oszaleć, co było jeszcze fajniejsze. W każdym razie szkoda, że wersja Jokera w postaci Jerome’a musiała zostać unicestwiona, ponieważ dopiero zaczynał się rozkręcać, a do tego jeszcze nie zdążył się znudzić. Ale końcówka, w której Jeremiah wdycha gaz i widzimy, jak nabiera na twarzy kolorów klasycznego Jokera, napawa optymizmem, że ta postać będzie jeszcze bardziej szalona niż jego brat. Byłoby fantastycznie!
Jerome opanował oba odcinki, ale też swoje kilka chwil mieli inni bohaterowie, jak choćby Bruce. Dobrze, że znowu jest sobą, a nie irytuje swoim buntowniczym zachowaniem rozpieszczonego nastolatka, co zaczynało być naprawdę męczące. Choć walka ze złoczyńcami terroryzującymi Gotham to wciąż ponad jego siły to i tak był ważnym elementem w ich pokonaniu. Do tego jeszcze dostał od Alfreda kuloodpornego Mustanga, co możemy nazwać namiastką batmobila. Ale kto nie pomyślał przez ułamek sekundy, że prezentem będzie coś podobnego do słynnego pojazdu albo chociaż przytulnie urządzone podziemia właśnie pod przyszłą tajną siedzibę Batmana? To jeszcze nie ten etap historii panicza Wayne’a, ale cieszy ten kolejny mały kroczek do przywdziania czerni i maski.
Z kolei w siedemnastym odcinku oglądaliśmy poboczny wątek Człowieka Zagadki, który zabawiał publiczność w Narrows. Samo show było w stylu tego bohatera, ale pojawienie się Lee i przechytrzenie Eda było do bólu przewidywalne. Nawet nie trzeba było być mistrzem łamigłówek, aby domyślić się przebiegu tej gry. Ale jeśli chodzi o połączenie tej dwójki w parę, to jednak nieco zaskoczyło i trudno powiedzieć, czy widzom przypadnie do gustu taki obrót sprawy. Z ocenami musimy poczekać, aż zobaczymy efekty tego romansu.
Jednak najsłabiej prezentuje się wątek Barbary, która uwierzyła, że jest następczynią Ra's al Ghula. Wydaje się, że twórcy na siłę starają się sprawić, aby ta postać odgrywała jakąś większą rolę w serialu. Jasne, że latające shurikeny wyglądały efektownie i polało się niemało krwi przy tym, ale jej historia zapowiada się najmniej ciekawie ze wszystkich pobocznych wątków. Zresztą cały motyw Głowy Demona nie ma szczęścia w serialach, jeśli przypomnimy sobie, jak to tragicznie wyglądało w
Arrow, a początki w
Gotham nie były wcale lepsze. Przekonamy się, co zafundują nam twórcy, którzy przynajmniej pod względem castingu nie zawodzą, więc może jest szansa na powrót Alexandera Siddiga, który jest całkiem niezły w tej roli.
Dwa najnowsze odcinki
Gotham przyniosły dużo świetnej rozrywki za sprawą szalejącego Jerome’a. Nie zabrakło dynamicznej akcji z ciężką, metalową muzyką w tle, która dodawała pazura wydarzeniom. Fani na pewno wychwycili też kilka odniesień do filmów o Batmanie czy animacji, co zawsze daje wiele radości. Miejmy nadzieję, że w tym sezonie jeszcze powróci Cameron Monaghan już jako Jeremiah, ponieważ sprawia, że ten specyficzny serial ogląda się z szerokim uśmiechem na ustach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h