Game of Thrones” to serial, który się zmienia. O ile nie było tego czuć w poprzednich sezonach, to teraz, po kluczowych wydarzeniach z 4. serii (w dużej mierze opartych na najlepszych fragmentach „Nawałnicy mieczy”), realia się zmieniają. Przykładów tego stanu rzeczy jest wiele i nie chodzi tylko o Tyriona – mordercę, któremu udało się uciec z Westeros. Po śmierci Tywina Królewska Przystań to inne miejsce, w którym decydującą rolę odgrywać będzie Cersei. I to od jej wątku rozpoczyna się 5. sezon, przy okazji zaskakując widzów pierwszymi w historii serialu retrospekcjami. Według zapowiedzi twórców i samej Leny Headey obecnie emitowany sezon „Game of Thrones” ma w dużej mierze należeć do Cersei Lannister, choćby dlatego, że to ona tak naprawdę rządzi królestwem. Początkowa scena, w której oglądamy przepowiednię wiedźmy Maggi Żaby dla Cersei, nie jest autorskim pomysłem twórców serialu. Pochodzi z „Uczty dla wron” George’a R.R. Martina, w której wiedźma przepowiedziała Cersei znacznie więcej… Już nie pierwszy raz w „Game of Thrones” przepowiedziano śmierć bohaterów. Miało to miejsce choćby w przypadku Robba Starka i Joffreya (gdy Stannis wrzucał do ognia pijawki w obecności Mellisandre). Czy sprawdzi się również wobec pozostałych dzieci Cersei? W tej chwili trudno stwierdzić, jak Królewska Przystań i całe Westeros wyglądać będzie bez Tyriona. Razem z Varysem bohaterowie dotarli do Pentos i szybko obrali sobie za cel odnalezienie Daenerys w Meereen. Z jednej strony nie mogę doczekać się ich pierwszego spotkania, bowiem w końcu historia Khaleesi nabierze rumieńców, gdy pojawi się obok niej tak znana twarz. Z drugiej jednak brak Tyriona w stolicy odczuwalny był już w 1. odcinku nowego sezonu. Cieszy fakt, że Tyrion nie będzie podróżował sam, bo obecność Varysa niejako wymusza na scenarzystach tworzenie świetnych dialogów, a ich próbkę mieliśmy już w premierze.

[video-browser playlist="681383" suggest=""]

Całkiem przyzwoicie wypadł też wątek samej Daenerys, która ma coraz więcej problemów z utrzymaniem porządku w Meereen, a na celowniku morderców znanych jako Synowie Harpii znaleźli się jej Nieskalani. Przyjemnie było ponownie zobaczyć smoki, które stały się jeszcze większe i groźniejsze. Najważniejszym elementem premiery 5. sezonu były jednak wydarzenia rozgrywające się na murze. Jon Snow, mocno rozdarty pomiędzy dwóch królów – Stannisa Baratheona i Mance’a Rydera, mógł tylko przysłuchiwać się upartości jednego i drugiego. Stannis postawił sprawę jasno, dodatkowo motywując Jona, że z pomocą armii Mance’a będzie w stanie odbić Westeros. To jednak nic nie dało. „My nie klękamy” – Mance powiedział o tym Stannisowi już podczas pierwszego spotkania i zdania nie zmienił. Swoją heroiczną postawę przypłacił śmiercią na stosie, mocno zaskakującą fanów serialu, którzy znają książki (losy Raydera w „Tańcu ze smokami” potoczyły się nieco inaczej). Nie da się ukryć, że premiera 5. sezonu „Game of Thrones” to tak naprawdę tylko wstęp do wydarzeń, których będziemy świadkami w kolejnych epizodach. Scenarzyści znaleźli miejsce na krótkie wstawki odsłaniające kulisy Królewskiej Przystani po śmierci Tywina, pokazali, co słychać u Sansy i Littlefingera, a także u Brienne i Podricka (których dzieliła niewielka odległość). Zabrakło z kolei rozwoju innych ważnych wątków, takich jak np. Arya dopływająca do Braavos czy wizyta w Dorne, krainie, która ma w 5. sezonie odegrać ważną rolę. Zapewne nadrobione zostanie to w kolejnych tygodniach. Czytaj również: „Gra o tron”: Aktor o zaskakującej śmierci z premiery 5. sezonu Premiera 5. sezonu serialu „Game of Thrones” nie była tak spektakularna jak przynajmniej połowa odcinków poprzedniej serii, ale po 10-miesięcznym wyczekiwaniu nowy epizod można ocenić pozytywnie, czekając jednocześnie na więcej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj