Czwarty tom przygód Green Arrowa jest jak na DC Odrodzenie nieco obszerniejszy (i przez to droższy), bo zawiera aż osiem zeszytów. Zanim przejdziemy w nim do tytułowego wątku, musimy zaliczyć historię zatytułowaną Powrót Roya Harpera, która wprawia nieco w konsternację, bo raczej nie obcowaliśmy wcześniej z wątkiem o jego odejściu. To kwestia raczej mało istotna, poza tym nie mieliśmy przecież po polsku Green Arrowa z Nowego DC, a superbohaterowie nie raz znikają i powracają, zatem nic nowego. Ów powrót jest o tyle ciekawy, że dostaniemy trochę faktów ze wspólnej przeszłości Roya i Olivera, co przedstawione jest za pomocą dwutorowej narracji, łączącej wątki z teraźniejszości z tym, co było kiedyś. To "kiedyś" ukazuje nam Roya jako skomplikowaną osobowość ze skomplikowaną historią; postać, która musiała przejść dużo, aby wewnętrznie dojrzeć i ponownie móc stanąć u boku Green Arrowa, przy okazji powrotu parokrotnie strzelając go z liścia. A wszystkie te dramaty po to, by nasz bohater miał więcej sojuszników przy nadchodzącej próbie sił, która czeka na niego w pogrążonym w chaosie Seattle. Bo jeśli pamiętamy, władze miasta na czele z burmistrzem sterowane są przez Dziewiąty Krąg, którego wątek jest z nami od początku serii. W Green Arrow #04: Powstanie Star City ów wątek dochodzi do przełomowej dla serii kulminacji. Raz, że wychodzą na jaw niepokojące fakty, które świadczą, że historia miasta jest złączona ze złowieszczymi planami Dziewiątego Kręgu w zasadzie od stuleci. Dwa, że ta historia dotyka osobiście Oliviera Queena, który dokonuje szokującego, rodzinnego odkrycia. Trzy, że Seattle przechodzi rodzaj gorączkowej modernizacji - zmiana nazwy łączy się ze zmianą polityki, przez co miasto ma stać się enklawą dla bogatych i wybranych, a biedni, pospolici mieszkańcy mogą albo się wynieść, albo marnie skończyć.
Źródło: Świat Komiksu
Z takiego przedstawienia sytuacji wynika, że Olivier będzie miał pełne ręce roboty. Twórcy zafundowali mu solidny zestaw przeciwników, wzorowany na Czterech Jeźdźcach Apokalipsy. Na szczęście nie zostawili go bez sojuszników, oprócz wspomnianego Roya Harpera, mamy u jego boku wciąż krnąbrną i nieprzewidywalną Black Canary, młodzieńczo brawurową Emi oraz nerdowatego Henry’ego, który urasta w tej odsłonie do roli kluczowej postaci w zmaganiach z Dziewiątym Kręgiem. Rysunkowo to nadal bardzo dobry poziom w przypadku Otto Schmidt i Juan Ferreyra, szczególnie ten drugi urzeka połączeniem dynamiki i malarskości kadrów. Koniec końców, szereg wydarzeń prowadzi Olivera do kontrowersyjnej decyzji, która każe twórcom nazwać ostatni zeszyt tomu Złamana Strzała i przy okazji zakończyć go szokującym cliffhangerem.
Szokujący to może słowo na wyrost, bo w przypadku serii superbohaterskich trudno już czymkolwiek zaszokować, przerabia się na okrągło te same motywy i schematy. Tak samo jest w przypadku Powstania Star City, twórcy nie opowiadają nam niczego nowego, ale jest to podane w o tyle atrakcyjnej formie i przejrzystej fabule, że komiks czyta się z zaciekawieniem co do rozwoju wydarzeń. Jeśli ktoś jednak, przy przełomowym tytule zbioru, liczyłby również na wyjątkową fabułę, niech stłumi w sobie te nadzieje. I tak dobrze, że seria złapała sporo wiatru w żagle i wreszcie da się ją czytać bez zgrzytania zębami, ale najlepiej bez wielkich oczekiwań. I to chyba najlepsze podsumowanie Powstania Star City.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj