Serial Gwiezdne Wojny: Ahsoka udowadnia coś, czego widzowie nieznający animacji mogą jeszcze nie wiedzieć o showrunnerze i twórcy produkcji – Dave Filoni jako scenarzysta potrafi fantastycznie operować emocjami! To właśnie wpływa na sukces tego odcinka, bo wszystko, co widzimy na ekranie, jest ważne pod względem nie tylko fabularnym, ale przede wszystkim emocjonalnym. Wszystkie walki na miecze świetlne, decyzje bohaterów i twisty mają jakiś cel. Nie są tylko po to, by budować widowisko. Tutaj nawet dialogi mają znaczenie (przykład: manipulacja Ahsoką przez Baylana nawiązującego do porzucenia Anakina). Dzięki temu ten odcinek jest kapitalną rozrywką, którą ogląda się z emocjami większymi niż te towarzyszące seansom innych produkcji z uniwersum. Oczywiście przyczynił się do tego też reżyser, który doskonale urzeczywistnia pomysły Filoniego. Peter Ramsey znany jest z filmu animowanego Spider-Man Uniwersum – każdy, kto oglądał to dzieło, wie, że twórca świetnie buduje emocje. Dlatego właśnie ten odcinek jest tak dobry. Walki na miecze świetlne robią wrażenie w 4. odcinku. Dave Filoni w roli scenarzysty wie, że fani ich chcą, ale nie daje im dokładnie tego, czego oczekują. Pojedynki różnią się od tych z dwóch pierwszych odcinków. Pomysły na choreografie są lepsze, a same starcia płynniejsze, dzięki czemu poziom wizualny jest bardzo dobry. Ahsoka kontra Marrok – to piękny dowód fascynacji Filoniego samurajami. W pewnym momencie widać nawet podobieństwo do finałowej walki Obi-Wana z Maulem z serialu Star Wars Rebelianci. Przeważyło w niej doświadczenie, stoicki spokój i umiejętności. Piękne i zarazem zaskakujące – biorąc pod uwagę to, że Marrok zginął, a fani tak długo spekulowali, kim on naprawdę jest. Nie miało to znaczenia... I dobrze! Ta historia ma wiele ważniejszych wątków, od których antagonista niepotrzebnie mógłby nas odciągnąć. A fakt, że Marrok jest tworem magii Nocnej siostry, czyli Morgan Elsbeth, idealnie wpasowuje się w konwencję serialu. Wiele też zyskuje Sabine, której rewanż z Shin jest tak naprawdę nierozstrzygnięty. Doskonale ukazano, jak Sabine radzi sobie w walce jako Mandalorianka – wykorzystanie blasterów, uzbrojenia dodatkowego i zbroi z Beskaru wyrównuje jej szanse. Plus dla twórców za to, że po krótkim treningu z poprzedniego odcinka nie uczynili z niej mistrzyni miecza. Nawet ten moment, gdy próbuje użyć Mocy (i coś tam zaczyna się dziać) przypomina, że bohaterka nie ma tego talentu, a słowa Shin stawiają kropkę nad i. Oba pojedynki dostarczają wrażeń i emocji. Mogą się nie podobać jedynie zbyt bliskie ujęcia na walczących, które zabierają trochę charakteru i energii starciom. Co ciekawe, wraz z rozwojem pojedynków kamera oddalała się i wyglądało to coraz lepiej. Widzowie chcą wszystko dokładnie widzieć.
fot. Disney+
+3 więcej
Na osobny akapit zasługuje spotkanie z Baylanem. Twórcy wiedzą, jak prowadzić swoich złoczyńców, aby byli groźni i niebezpieczni. Nowy odcinek perfekcyjnie wykorzystuje charyzmę Raya Stevensona, który jest kapitalny w walce z Ahsoką. Pojedynek został świetnie nakręcony. Ruchy postaci są płynne i naturalne. Na pochwałę zasługuje pomysł na choreografię. Nieźle podkreślono różne style walki i to, dlaczego ostatecznie wygrywa Baylan. Konflikt ma dobry emocjonalny fundament: wspomnienie o Anakinie wybija Ahsokę z jej stoickości, co jest ważne i potrzebne. Równowaga w byłej Jedi została zachwiana, przez co bohaterka popełnia błąd i przegrywa. To motyw stary jak świat – wiemy, że kiedyś dojdzie do rewanżu i wygra, ale czy to coś zmienia? Ramsey w roli reżysera udowadnia, że można tak operować schematami, by drzemiąca w tym przewidywalność nie stanowiła problemu. Pod kątem wizualnym odcinek ma wyjątkowy klimat. Walki w lesie z czerwonymi liśćmi mają w sobie coś z kina azjatyckiego, w którym tego typu kontrasty są ogrywane przy takich pojedynkach. Najlepiej jednak prezentuje się finał ze skokiem machiny Morgan w nadprzestrzeń, która po drodze rozwala kilka X-Wingów. Ten moment jeszcze bardziej pobudza ciekawość widza. Bohaterowie przegrali i nie mogą zapobiec najgorszemu. Po takim finale oczekiwanie na kolejny odcinek będzie ekscytujące. To, co wydarzyło się w ostatniej scenie, to prawdziwa niespodziewana bomba. Wiedzieliśmy, że Hayden Christensen powróci do roli Anakina / Vadera, ale obstawiano, że ta druga postać pojawi się jako wizja Mocy. Moment, gdy Ahsoka budzi się w istniejącym poza Mocą Świecie pomiędzy światami, powinien zaskoczyć widzów nieznających animacji. Nie do końca wyjaśnia to, skąd pojawia się młody Anakin z czasów Wojen Klonów. Być może dlatego Dave Filoni zdecydował, że wyreżyseruje 5. odcinek, który niewątpliwie ma potencjał, by być przełomowy dla tego serialu i ważny dla całego uniwersum (jego rozwoju i postrzegania). Już w tej chwili czuć gigantyczne emocje. Gdy Anakin powiedział do Ahsoki słowo "smarku", a my zobaczyliśmy młodego Haydena, trudno było powstrzymać wzruszenie. Każdy, kto oglądał animację Wojny Klonów, wie, jak ważna dla nich jest ta relacja i jak wielkie emocje są z nią związane. To ta chwila, gdy wybita z równowagi Ahsoka na pewno kompletnie utraci panowanie. To ta chwila, gdy w końcu zobaczymy inną stronę bohaterki – emocje będą grać tu pierwsze skrzypce. Pamiętajmy, że ona doskonale wie, czym stanie się Anakin, bo walczyła z Vaderem w Rebeliantach. To tam Ezra Bridger uratował jej życie poprzez wykorzystanie Świata pomiędzy światami. To pokazuje, jak ogromny potencjał tkwi w kolejnym odcinku. Ten serial może udowodnić nam, że w Gwiezdnych Wojnach można zrobić coś inaczej. Przed Filonim stoi ogromne wyzwanie, bo będzie musiał wyjaśnić widzom nieznającym animacji, jak ważna jest relacja Aniego z Ahsoką. Musi sprawić, że będzie nam zależeć! Następny epizod może podkreślić doskonałe umiejętności reżyserskie Dave, bo łatwo będzie to popsuć. To jak dotąd najlepszy odcinek serialu Gwiezdne Wojny: Ahsoka i jedna z najlepszych rzeczy, jakie w tym uniwersum dostaliśmy od początku panowania Disneya. Widzowie narzekali, że sequele jedynie odtwarzają oryginalną trylogię i nie oferują nowych pomysłów czy kierunków. Po obejrzeniu tego odcinka mamy dowód, że gwiezdnowojenne uniwersum może nas zaskoczyć, wywołać emocje i uraczyć pomysłami, których w jej aktorskiej wersji nigdy nie widzieliśmy. To działa tak samo dobrze nawet przy powtórnym seansie. Na pochwałę zasługuje także warstwa muzyczna. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj