Oczywiście, jak chodzi o Naboo, na ratunek leci Padme Amidala i jej towarzysz, Anakin Skywalker. Jar Jar Binks (nadal pozbawiony irytującego elementu z filmów) pomaga im dostać się do miasta Gungan na spotkanie z królem. Okazuje się, że został on opanowany przez tutejszego szamana pracującego dla Separatystów. Niestety, ale król zostaje dźgnięty przez szamana i Jar Jar Binks musi się pod niego podszyć, aby zapobiec wojnie.
[image-browser playlist="607724" suggest=""]©Lucasfilm 2011
Cóż, nigdy nie sądziłem, że odcinek z Gunganami w roli głównej może w jakikolwiek sposób być przyzwoity, ale tak też tu było. Gunganie pozbawieni są swojej naturalnej cechy charakteru, które tak irytowała w filmach, nawet Jar Jar nie jest aż tak denerwujący. Gdy podszywa się i idzie na spotkanie z generałem Grievousem, radzi sobie przyzwoicie. Bardzo dobrze zrealizowano pojedynek w deszczu Grievousa z Gunganami. Sam generał przeciwko kilkudziesięciu Gunganom walczył dzielnie, ale działania generała Tarpalsa dały im zwycięstwo Oczywiście Grievous nie dał się łatwo pokonać i zanim padł, zabił kilkunastu mężnych wojowników.
Doszło też do kolejnego pojedynku Anakina z Dooku, który tym razem wspomagał się w walce droidami. Nawet Anakin nie miał szans przy takiej przewadze liczebnego i potężnej Mocy hrabiego. Sam pojedynek był dobrze zrealizowany i bez wątpienia efektowny.
Brakowało w tym odcinku emocji i akcji. Nie było wielkich starć, których oczekujemy po dumnych zapowiedziach twórców serialu. Padme w akcji jest po prostu nudna, a Anakin w tym odcinku był nijaki. Epizod oglądało się dobrze, ale brakowało sporo, aby spełnić moje oczekiwania.
Ocena: 6/10