Już na samym początku da się odczuć, że twórcy serialu Halo postawili na jazdę bez hamulców. I to jakichkolwiek, bo już w sekwencji otwierającej doświadczamy masakry praktycznie całej kolonii ludzkiej. Nawet kobiety i dzieci nie mają zwyczajowego "kodu na nieśmiertelność". Widzimy między innymi głowę nastoletniej dziewczyny urwaną pociskiem energetycznym, czemu towarzyszy fontanna krwi. Co prawda można by się przyczepić, że plazma w tej temperaturze kauteryzowałaby od razu ranę (patrz miecze świetlne w Gwiezdnych Wojnach i brak krwi), ale to jest detal, który znika przy efekcie, jaki wywołuje cała ta scena. Jest to też niebanalny sposób na przedstawienie nam panującego w uniwersum status quo oraz bohaterów, którym będziemy towarzyszyć. I tutaj należy powiedzieć jasno — choć pojawia się główny bohater serii gier, John 117, znany szerzej jako Master Chief, historia ta jest równoległa i alternatywna dla świata gry. Wygląda na to, że prócz wojny z rebeliantami i Przymierzem bardzo mocny akcent zostanie postawiony na liczne grzechy i ciemne sprawki zjednoczonego rządu Ziemi i UNSC, a znane z gier machinacje, kłamstwa, eksperymenty i polityka odegrają pierwsze skrzypce. Katalizatorem zaś całej tej historii jest tajemniczy artefakt obcych, który, jak się okazuje, może być aktywowany jedyne przez ludzi. Gdy John go dotyka, odzyskuje wspomnienia z dzieciństwa zablokowane przez morderczy program modyfikacji genetycznych i warunkowania. Jak już wspominałem, serial rzuca nas na głęboką wodę, nie ma tu miejsca na ekspozycję. Moim zdaniem trochę jej zabrakło. Osoby obeznane z grą szybko załapią, o co chodzi, ale dla nowego widza może to być lekko przytłaczające. Liczę, że w następnych odcinkach zostanie pokazane nieco więcej historii świata. Na szczęście w serialu pojawia się mnóstwo zupełnie nowych postaci, doskonale wpisujących się w całą historię. To one urozmaicają dobrze ustabilizowany świat i wprowadzają weń powiew świeżości.
fot. materiały prasowe
+10 więcej
Wizualnie serial prezentuje się naprawdę bardzo dobrze. Efekty specjalne może nie są aż tak imponujące, ale wierne temu, co znamy z gier. Dbałość o szczegóły na pewno przypadnie do gustu fanom gry. Odgłosy ładowania tarczy ochronnej, widok przez wyświetlacz hełmu, efekty wizualne broni — to wszystko sprawia, że czujemy się jak w grze. Aktorzy też dobrze się sprawdzają, odpowiednio ukazują skrajne emocje lub ich całkowity brak. Niełatwo jest oceniać po jednym odcinku ten serial, ale jak na razie Halo zapowiada się na jedną z najlepszych ekranizacji gier. Aż dziw bierze, że nie pracowali przy niej twórcy elektronicznego odpowiednika, bowiem serial doskonale wpisuje się w to uniwersum i rządzące nim prawa — zarówno te oficjalne, jak i te czające się w cieniu. Z niecierpliwością czekam na rozwój opowieści.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj