Już sam odcinek pilotowy przygotował nas na to, że Happy! będzie dosłownie ociekał krwią i przemocą – i rzeczywiście, podobne natężenie brutalnych scen otrzymujemy w kolejnych epizodach. Nick Sax kontynuuje swoją ucieczkę ze szpitala, wdając się przy okazji w porachunki z byłymi znajomymi z szemranej branży. Trup ściele się gęsto, a niektóre sceny okazały się za mocne na moje nerwy – ścieranie twarzy przeciwnika o tynk w całym swoim realizmie to już dla mnie za wiele. Na wielki plus - dynamika zastosowana w tych ujęciach. Rąbankę w rytm hitów świątecznych ogląda się znacznie przyjemniej.

Twórcy serialu bawią się psychodelicznymi efektami specjalnymi i montażem, budując komiczne przeplatanki z planszami kina niemego czy fragmentami reality-show. W drugim odcinku Sax w swojej halucynacji trafił do programu Jerry’ego Springera, gdzie skandująca publiczność kazała mu zastanawiać się nad tym, co czuje: czy to możliwe, że Hailey jest jego córką, czy nie? To właśnie główne pytanie, jakie bohater postawił sobie w kolejnym odcinku i które wreszcie pozwoliło mu wyjść z fazy zaprzeczenia. Z końcem drugiego epizodu jego postawa jest już dość ugruntowana i on sam czuje się zdecydowany, by odbić córkę z rąk Świętego Mikołaja. Pewien etap mamy więc za sobą i możemy ruszać z serialem dalej.

To właśnie odcinek numer dwa nakreślił wiele nowych wątków i potencjalnych ognisk konfliktu – przyjrzeliśmy się nieco bliżej także postaci Meredith, która idzie na układ z gangsterami, co stawia ją w pozycji podejrzanej bohaterki dwulicowej. Na tej podstawie trudno jeszcze ocenić motywację jej działań – czy chce dotrzeć do Saxa dla własnych celów, czy rzeczywiście zamierza wydać go bandytom? Sprawę komplikuje również to, że tę dwójkę w przeszłości łączył romans, w dodatku taki, który zniszczył związek Nicka z Amandą. Wystarczyły dwie sceny drugiego odcinka, żeby precyzyjnie zarysować tło całej sytuacji i nagle wiemy już, że wszyscy bohaterowie są w beznadziejnej sytuacji trójkąta miłosnego – Amanda musi schować dumę do kieszeni i poprosić kochankę swojego faceta o pomoc w szukaniu córki, Meredith z zaciśniętymi zębami zaangażuje się w poszukiwanie dziecka, które może być przeszkodą w odbudowaniu jej związku z Nickiem, a sam Nick... Cóż, nie wie jeszcze, co ma z tym wszystkim zrobić, w związku z czym stara się żyć chwilą. I może rzeczywiście to jest najlepsze wyjście, bo czas ucieka, a dziewczynka jest w coraz poważniejszych tarapatach.

fot. Syfy

Podziwiam kreację Świętego Mikołaja – upstrzony świecidełkami antagonista przypomina wielką choinkę z brodą, a jego skłębione włosy i żółte zęby napawają przerażeniem nawet mnie. Mamy tu do czynienia z figurą z najstraszniejszych dziecięcych koszmarów i świetnie się to sprawdza na ekranie. To jednak tylko część zagrożenia, z jakim musi zmierzyć się Nick – z drugiej strony czeka bowiem pedantyczny miłośnik sera, Blue, a także jego prawa ręka, Smoothie ze wzrokiem psychopaty. Wszyscy przedstawiciele tej ciemniejszej strony mocy są bardzo charyzmatyczni i choć tak naprawdę nie pokazali jeszcze na co ich stać, wywołują obawę i niepokój samym faktem, że pojawiają się na ekranie. Nie pokazali - z jednym wyjątkiem. Odcinek numer 3 zakończył się przecież pierwszą konfrontacją Nicka z Mikołajem, którą niestety nasz bohater przegrał z kretesem ku swojemu i widzów zdziwieniu. Trudno ocenić co będzie dalej, także z samym Happym – jak się okazuje, człowiek-choinka jest w stanie go zobaczyć, a to kolejne utrudnienie.

Sam odcinek numer trzy nie był już jednak tak spektakularny jak poprzednie – ograniczyliśmy się w zasadzie do retrospekcji, które przedstawiły nam kulisy zastanej sytuacji. Wiemy już, co złamało Nicka i jak doszło do tego, że porzucił swoją kobietę. I nie dziwi już fakt, że nie miał pojęcia o istnieniu córki – do rozpadu związku doszło prawdopodobnie przed tym, jak Amanda powiedziała mu o ciąży. Zgubiła ich twardość obojga – jego, bo nie zamierzał odsłaniać swoich słabości i lęków przed kimkolwiek, a ją – ponieważ nie chciała zmuszać go do ojcostwa znając jego zdanie na ten temat. Dopiero po latach losy tej rodzinki mają szansę na ponowne zejście, a wszystko za sprawą małej Hailey, która – co zabawne – w poszczególnych scenach nawet przypomina temperamentem swojego tatę. Nie każde dziecko odważyłoby się bowiem pyskować przerażającemu Mikołajowi, który zamyka je w pudle i unieruchamia łańcuchem lampek.

Dwa kolejne odcinki spełniają swoją rolę jak najlepiej – w zasadzie znamy już sylwetki wszystkich bohaterów i wiemy, jakich zgrzytów między nimi można się spodziewać. Twardy Nick coraz bardziej ulega wpływom niebieskiego jednorożca, który momentami wypowiada naprawdę ważne kwestie – słowa o tym, jakoby ojciec w wizji Hailey był bardziej zmyślony niż on sam to strzał w samo sedno. To ciekawe, że przez lata nikt nie był w stanie wpłynąć na zmianę w Nicku, a teraz udaje się to animowanemu stworkowi – ten duet jest na ekranie naprawdę charyzmatyczny i z każdą kolejną akcją coraz bardziej się zazębia. Teraz pozostaje czekać na to, co zrobią bohaterowie, by wymknąć się z łap Mikołaja. Mam wrażenie, że całość dopiero się rozkręca.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj