Happy: sezon 1, odcinek 2 i 3 – recenzja
Happy trwa dalej i nie zawodzi – kolejne odcinki są bardzo potrzebne całej fabule i mimo tego, że mają obowiązek wyjaśnić to i owo, nie popadają w monotonię i bylejakość.
Happy trwa dalej i nie zawodzi – kolejne odcinki są bardzo potrzebne całej fabule i mimo tego, że mają obowiązek wyjaśnić to i owo, nie popadają w monotonię i bylejakość.
Już sam odcinek pilotowy przygotował nas na to, że Happy! będzie dosłownie ociekał krwią i przemocą – i rzeczywiście, podobne natężenie brutalnych scen otrzymujemy w kolejnych epizodach. Nick Sax kontynuuje swoją ucieczkę ze szpitala, wdając się przy okazji w porachunki z byłymi znajomymi z szemranej branży. Trup ściele się gęsto, a niektóre sceny okazały się za mocne na moje nerwy – ścieranie twarzy przeciwnika o tynk w całym swoim realizmie to już dla mnie za wiele. Na wielki plus - dynamika zastosowana w tych ujęciach. Rąbankę w rytm hitów świątecznych ogląda się znacznie przyjemniej.
Twórcy serialu bawią się psychodelicznymi efektami specjalnymi i montażem, budując komiczne przeplatanki z planszami kina niemego czy fragmentami reality-show. W drugim odcinku Sax w swojej halucynacji trafił do programu Jerry’ego Springera, gdzie skandująca publiczność kazała mu zastanawiać się nad tym, co czuje: czy to możliwe, że Hailey jest jego córką, czy nie? To właśnie główne pytanie, jakie bohater postawił sobie w kolejnym odcinku i które wreszcie pozwoliło mu wyjść z fazy zaprzeczenia. Z końcem drugiego epizodu jego postawa jest już dość ugruntowana i on sam czuje się zdecydowany, by odbić córkę z rąk Świętego Mikołaja. Pewien etap mamy więc za sobą i możemy ruszać z serialem dalej.
To właśnie odcinek numer dwa nakreślił wiele nowych wątków i potencjalnych ognisk konfliktu – przyjrzeliśmy się nieco bliżej także postaci Meredith, która idzie na układ z gangsterami, co stawia ją w pozycji podejrzanej bohaterki dwulicowej. Na tej podstawie trudno jeszcze ocenić motywację jej działań – czy chce dotrzeć do Saxa dla własnych celów, czy rzeczywiście zamierza wydać go bandytom? Sprawę komplikuje również to, że tę dwójkę w przeszłości łączył romans, w dodatku taki, który zniszczył związek Nicka z Amandą. Wystarczyły dwie sceny drugiego odcinka, żeby precyzyjnie zarysować tło całej sytuacji i nagle wiemy już, że wszyscy bohaterowie są w beznadziejnej sytuacji trójkąta miłosnego – Amanda musi schować dumę do kieszeni i poprosić kochankę swojego faceta o pomoc w szukaniu córki, Meredith z zaciśniętymi zębami zaangażuje się w poszukiwanie dziecka, które może być przeszkodą w odbudowaniu jej związku z Nickiem, a sam Nick... Cóż, nie wie jeszcze, co ma z tym wszystkim zrobić, w związku z czym stara się żyć chwilą. I może rzeczywiście to jest najlepsze wyjście, bo czas ucieka, a dziewczynka jest w coraz poważniejszych tarapatach.
Podziwiam kreację Świętego Mikołaja – upstrzony świecidełkami antagonista przypomina wielką choinkę z brodą, a jego skłębione włosy i żółte zęby napawają przerażeniem nawet mnie. Mamy tu do czynienia z figurą z najstraszniejszych dziecięcych koszmarów i świetnie się to sprawdza na ekranie. To jednak tylko część zagrożenia, z jakim musi zmierzyć się Nick – z drugiej strony czeka bowiem pedantyczny miłośnik sera, Blue, a także jego prawa ręka, Smoothie ze wzrokiem psychopaty. Wszyscy przedstawiciele tej ciemniejszej strony mocy są bardzo charyzmatyczni i choć tak naprawdę nie pokazali jeszcze na co ich stać, wywołują obawę i niepokój samym faktem, że pojawiają się na ekranie. Nie pokazali - z jednym wyjątkiem. Odcinek numer 3 zakończył się przecież pierwszą konfrontacją Nicka z Mikołajem, którą niestety nasz bohater przegrał z kretesem ku swojemu i widzów zdziwieniu. Trudno ocenić co będzie dalej, także z samym Happym – jak się okazuje, człowiek-choinka jest w stanie go zobaczyć, a to kolejne utrudnienie.
Sam odcinek numer trzy nie był już jednak tak spektakularny jak poprzednie – ograniczyliśmy się w zasadzie do retrospekcji, które przedstawiły nam kulisy zastanej sytuacji. Wiemy już, co złamało Nicka i jak doszło do tego, że porzucił swoją kobietę. I nie dziwi już fakt, że nie miał pojęcia o istnieniu córki – do rozpadu związku doszło prawdopodobnie przed tym, jak Amanda powiedziała mu o ciąży. Zgubiła ich twardość obojga – jego, bo nie zamierzał odsłaniać swoich słabości i lęków przed kimkolwiek, a ją – ponieważ nie chciała zmuszać go do ojcostwa znając jego zdanie na ten temat. Dopiero po latach losy tej rodzinki mają szansę na ponowne zejście, a wszystko za sprawą małej Hailey, która – co zabawne – w poszczególnych scenach nawet przypomina temperamentem swojego tatę. Nie każde dziecko odważyłoby się bowiem pyskować przerażającemu Mikołajowi, który zamyka je w pudle i unieruchamia łańcuchem lampek.
Dwa kolejne odcinki spełniają swoją rolę jak najlepiej – w zasadzie znamy już sylwetki wszystkich bohaterów i wiemy, jakich zgrzytów między nimi można się spodziewać. Twardy Nick coraz bardziej ulega wpływom niebieskiego jednorożca, który momentami wypowiada naprawdę ważne kwestie – słowa o tym, jakoby ojciec w wizji Hailey był bardziej zmyślony niż on sam to strzał w samo sedno. To ciekawe, że przez lata nikt nie był w stanie wpłynąć na zmianę w Nicku, a teraz udaje się to animowanemu stworkowi – ten duet jest na ekranie naprawdę charyzmatyczny i z każdą kolejną akcją coraz bardziej się zazębia. Teraz pozostaje czekać na to, co zrobią bohaterowie, by wymknąć się z łap Mikołaja. Mam wrażenie, że całość dopiero się rozkręca.
Źródło: zdjęcie główne: Syfy
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat