13. odcinek Hawaii Five-0 należy do Lou pod każdym względem. Nikt inny tutaj się nie liczy, bo twórcy w pełni skupiają się na tym bohaterze. Gdy podczas jazdy samochodem wraz z synem natrafia na samobójcę, rozpoczyna się świetnej jakości analiza tego, kim jest Lou. Ten odcinek robi więcej dla rozwoju bohatera, naszego postrzegania go jako człowieka i wzbudzania naszych emocji wobec niego, niż kilka ostatnich sezonów razem wziętych. Jego otwartość względem przeszłości, problemów i chęci popełnienia samobójstwa, porusza i daje do myślenia. Pokazuje, że ktoś, kto przeżył swoje, potrafił cudem wyjść z tego i stanąć na własnych nogach. Wiemy, że tragedia jaka spotkała Lou to coś, co mogło go zniszczyć. I każda scena, w której bohater wyjawia nam swoje emocje, nam to udowadnia. Aktor pokazał, że nawet w takim serialu, może wejść na nowe wyżyny w kreacji. Dali mu pole do popisu, a ten wykorzystuje to w pełni. Przyciąga do ekranu monologami oraz autentycznymi emocjami malującymi się na jego twarzy. Wielkie brawa. W tle tego odcinka jest śledztwo na temat tego, czy wspomniany samobójca zabił swoją żonę. Udaje się trzymać w niepewności do samego końca. Zbijano widzów z tropu odpowiednimi mylnymi wnioskami, które mogą powiedzieć, że jest winny. Niby można było przypuszczać, że to nieprawda. W końcu twórcy lubią bawić się w dość przerysowaną ckliwość. Jednak tym razem udaje się im ukryć te zamiary i dobrze budują historię. Tak, by była w niej niepewność i emocje. W kolejnym odcinku rozruszany został wątek jednostki Adama, która została zapowiedziana jakiś czas temu. Poznajemy nową postać dziewczyny japońskiego pochodzenia, która będzie z nim współpracować. Postać to raczej typowa twardzielka bez większej unikalnej tożsamości. Liczę, że w trakcie rozwoju sezonu twórcy nadadzą jej charakteru, bo na razie przez to, jak kurczowo trzyma się pewnego stereotypu, jest nijaka. Chociaż cały wątek nadal sugeruje mi spin-off, sądzę, że może to dobrze współgrać z bieżącą historią serialu. Taka ciągłość to plus. Śmieszne wypadł wątek policjanta poszukującego narzędzi Danno i Steve'a. To taki typowy wątek tego serialu ku pokrzepieniu serc, w którym nie brak humoru oraz ckliwości. Taki, który ma przywrócić wiarę w ludzi i pokazać coś miłego i sympatycznego. Czemu nie? To jest wpisane w konwencję serialu. To nadal w miarę działa. Tak jak wspomniałem w leadzie, swoje 5 minut dostaje też Tani przez swojego brata. Kwestia jego przedawkowania narkotykami pozwala zbudować wiele emocji, które są potrzebne, by ta bohaterka coraz bardziej wychodziła z pewnej skorupy, w której się znajduje. Nie jestem jednak przekonany do całego motywu fabularnego. Trochę to naciągane i wyciągnięte z rękawa, że pomimo tego wszystko, co Tani zrobiła dla brata, ten nagle przedawkowała narkotyki. Nie wyglądał on na osobę na tyle głupią, by przesadzić z pigułkami, a motywacji do tego, co miało miejsce, nie ma tu żadnej. Trudno uwierzyć w to, co się stało, bo nie jest to w żaden sposób usprawiedliwione fabularnie. Słabo wypada sprawa kryminalna z porywaczem ciał. Plusem jest delikatna zabawa w paru sceną konwencją horroru. Widać, że twórcy czują tego typu motywy. Gdy jednak przychodzi do rozwiązania sprawy banał pogania banał. Nic specjalnego, a finał po prostu głupi. Fakt, że gość wyjmuje broń, gdy mierzy do niego z 10 osób, jest pozbawiony najmniejszego sensu. Hawaii Five-0 to jeden z takich seriali, które trzymają poziom po 8 sezonach. Są lepsze i gorsze chwilę, ale nie schodzi to poniżej odpowiedniego pułapu. Zwłaszcza w takich odcinkach, jak z Lou, które stosownie tę poprzeczkę podnoszą.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj