Cieszy mnie w tym odcinku Hawaii Five-0, że wyciągnięto Steve'a z jego strefy komfortu. Nie zajmuje się zwyczajną sprawą kryminalną i musi wrócić do swoich korzeni. Wyruszenie na akcję z komandosami do Afryki w celu uratowania Joe to wątek dobrze urozmaicający końcówkę sezonu. Mamy wydarzenia utrzymane typowo w stylu Steve'a: dużo strzelania, bycia twardym i stąpania po cienkim lodzie. Wątek może się podobać, bo twórcy solidnie oparli go na innym klimacie. Mamy tu komandosów, zawodowców walczących z bezimiennymi terrorystami. Jest satysfakcjonująco, efektownie i też istotnie dla rozwoju Steve'a z uwagi na jego sceny retrospekcji. Pozwala to lepiej zrozumieć tę postać. Istotny jest też rozwój relacji Steve'a z Juniorem. Widać, że bohaterowi spodobała się obecność współlokatora. To wbrew pozorom mówi wiele o tym, na jakim etapie emocjonalnym jest Steve według scenarzystów. Nawet, jeśli ostatecznie dojrzewa do tego, by Junior znalazł sobie mieszkanie, czuć istotną zmianę w tej postaci. Śledztwo odcinka jest pretekstowe i nie ma żadnego znaczenia. Jest to rzecz w pełni luźna i humorystyczna, która ma bawić i uprzyjemniać seans. Taka dobra przeciwwaga dla tego, co się dzieje u Steve'a. Pozytywnym aspektem okazuje się nasz ulubiony sprzątacz miejsc zbrodni. Parę scen z jego udziałem dobrze potrafi rozśmieszyć. A finał z dojrzewaniem tej postaci i zdobyciem szacunku Lou ma w sobie dawkę emocji. Końcówka wyraźnie powiedziała, o czym będzie finał i czuję się zaintrygowany. Czy twórców stać na to, by Adam poniósł konsekwencję za to, co zrobił? Wszystko wskazuje na to, że jest winny. Jest szansa na stworzenie czegoś ważnego dla tego serialu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj