Mieliśmy w tym sezonie już świetny odcinek z Chinem, który dziwnym trafem znalazł się w więzieniu, specjalną misję dla nowego Gubernatora, a teraz zastajemy McGarretta teoretycznie na misji pokojowej. Odbiera on bowiem od rządu Korei Północnej ciało, jak później się dowiadujemy, brata z Fok. Nic nie jest jednak tak proste i oczywiste, jak mogłoby się wydawać.

Twórcy odwracają dobrze nam znany schemat "znalezienie ciała -  śledztwo – złapanie mordercy" jak tylko mogą. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio taką kolejność oglądaliśmy w serialu, jednak jest to duży plus, bowiem nieschematyczna linia fabularna sprawia, że obecnie naprawdę ciężko jest się nudzić z ekipą Five-0. Tym razem scenarzyści umiejętnie połączyli niecodzienną historię z fabułą główną, ale nie z głównym wątkiem sezonu, bowiem wypełnili lukę fabularną, czyli cofnęli się do momentu, w którym serial miał swój początek. Tym samym zatoczyli na swój sposób koło, zamknęli pewną historię i zrobili to w wielkim stylu. Kto bowiem przypuszczał w momencie, kiedy zaczynał się odcinek, że będziemy świadkami wydarzeń, które doprowadziły do zabójstwa ojca Steve’a i że nie był on jedyną ofiarą? Trudno zaprzeczyć, że twórcy robią kawał dobrej roboty, co rusz zaskakując widza. Po raz kolejny podkreślili, że Hawaje to nie tylko zabawa, śmiech, szalone pościgi oraz docinki między Dano a Stevem, ale także więzy rodzinne, braterskie, co zostało bezbłędnie pokazane w ostatniej scenie, kiedy oglądamy pogrzeb. Nie chodzi tu jednak wyłącznie o McGarretta, który spełnia obietnicę (aczkolwiek i wtedy łza się w oku kręci), ale także o Five-0, które stoi w garniturach nieco z tyłu. Jest to bardzo wyraźny symbol jedności i wsparcia. Słowa są zupełnie zbędne.

Nie ukrywam, że oprócz emocjonalnego wydźwięku odcinka i ciekawego zabiegu fabularnego, również bardzo przypadła mi do gustu partyzancka akcja w Korei Płn. w wykonaniu pułkownik Rollins i komandora McGarretta. To było coś, czego dotąd brakowało. Każdy wiedział, że skądś umiejętności Stevena się wzięły, jednak zobaczenie go w akcji w starym, dobrym stylu, jakie odbywał za czasu bycia jednym z SEALS-ów, to coś bezcennego. Zupełna odmienność od miejskich pościgów sprawiła, że poziom adrenaliny, jaki towarzyszył naszym bohaterom, był nieco wyższy niż zwykle, a przewidywalność zdarzeń zmalała. W końcu jest to jeden z najbardziej wrogich terenów na świecie i to nie tylko w serialu. Choć cała akcja zakończyła się planowo, czyli sukcesem, nieco bezmyślną zemstą i odebraniem ciała bohatera, to zapewniła przednią rozrywkę, trzymając widza w większym niż zazwyczaj napięciu.

[image-browser playlist="592063" suggest=""]
©2013 CBS

Warto również zauważyć, że na bazie tej historii w całkiem przyjemny sposób ukazano przeszłość McGarretta w Fokach oraz jego relację z Whitem, teraz i dziś. Swoją drogą, muszę przyznać, że bardziej przypada mi do gustu właśnie takie podejście do serialu, czyli pokazywanie przeszłości bohaterów, zapełnianie luk fabularnych i skupianie się na wątkach ciągłych. Dlatego tak bardzo podobała mi się konstrukcja fabuły, którą zastosowali twórcy w tym odcinku, bowiem zupełnie nie mam pojęcia, jak chcą poprowadzić obecny wątek główny sezonu związany z matką Stevena, który niespecjalnie mnie porywa. Na szczęście do końca serii pozostało jeszcze parę odcinków, więc scenarzyści mają czas, żeby wymyślić coś zaskakującego, a jak pokazuje "Olelo Pa’a" - wciąż mają głowy pełne pomysłów.

Hawaii Five-0 pokazuje, że w trzecim sezonie nie zamierza zwalniać tempa, racząc widzów coraz to bardziej niecodziennymi oraz nieszablonowymi historiami, które trzymają w napięciu do ostatniej minuty. I choć może wątek główny nie jest ostatnio za mocno eksploatowany, to w historiach jednoodcinkowych oraz tych opartych na wątkach ciągłych nie było jeszcze dotąd nigdy tak dobrze, jak jest teraz. Jednym zdaniem: na Hawajach wciąż gorąco!

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj