Hellblazer, czyli dobrze znany także miłośnikom filmów John Constantine, to postać kultowa. Recenzujemy pierwszy tom serii ze scenariuszem Briana Azzarello.
Hellblazer, początkowo stworzony jako poboczna postać przez
Alana Moore’a, z czasem stał się bohaterem pierwszoplanowym, a komiksy o nim tworzyło wielu wielkich twórców ze świata powieści graficznych.
Pierwszy tom integrali z jego przygodami zawiera historie napisane blisko dwie dekady temu przez
Briana Azzarello.
Na tom składają się trzy długie opowieści uzupełnione o dwie „jednostrzałówki” (sympatyczne, budujące klimat i tło, ale z punktu widzenia narracji tomu pomijalne). Wpierw otrzymujemy
Ciężki wyrok, w którym Constantine trafia do amerykańskiego więzienia. Jak ono wygląda od środka widzieliśmy w popkulturze już wielokrotnie i w związku z tym nie będziemy zaskoczeni. Jednakże zupełnie inne odczucie będzie towarzyszyło temu, jak bohater sobie będzie radził wśród więziennych układów.
W drugiej opowieści zatytułowanej
Dobre chęci bohater trafia na amerykańską prowincję, napotyka starych znajomych i wpada w sam środek układu, którego nie rozumie. To klimatyczna opowieść częściowo dekonstruująca amerykański mit, a jednocześnie przynosząca niejedno fabularne zakończenie. Ostatnia większa opowieść to
Piekło zamarznie…, czyli opowieść nieco w stylu
Parszywej ósemki Quentina Tarantino. Grupa nieznajomych zostaje uwięziona przez śnieżną zamieć w przydrożnym zajeździe. Niemal każdy skrywa jakąś tajemnicę, pojawia się trup, jest też stosowna legenda budząca grozę. Całość jest rozegrana zgrabnie, z odpowiednią dozą napięcia.
Poszczególne historie zilustrowali inni graficy. Najmniej odpowiadały mi pierwsze ilustracje, autorstwa
Richarda Corbena. Z jednej strony udające realizm, z drugiej strony przerysowane, wręcz karykaturalne. Zupełnie inaczej wyglądają plansze tworzone przez
Marcelo Frusina, ze znacznie bardziej wyrazistą kreską, grą cieniami i uproszczonymi kadrami. Jedną historię rysował
Steve Dillon i nie ma tu zaskoczeń – jeśli znacie
Kaznodzieję, to dokładnie wiecie, czego można się spodziewać. Z kronikarskiego obowiązku warto jeszcze wspomnieć o zeszycie
Pierwszy raz, w którym przedstawiony jest epizod z dzieciństwa Constantine’a. Rysował go
Dave V. Taylor, ale niczym specjalnym się nie wyróżnił.
Kilkanaście lat temu przeczytałem serię Azzarello w oryginale. Teraz, w polskim przekładzie, czegoś mi brakowało. Choć Paulina Braiter to bardzo dobra tłumaczka, to jednak niektóre rzeczy są bardzo trudne do oddania. Constantine w Stanach wyróżnia się swą brytyjskością, także w sposobie wysławiania się. W polskim wydaniu praktycznie nie jest to zauważalne, choć jest to „widoczne” dla innych bohaterów tej opowieści.
Hellblazer od Azzarello to seria nietuzinkowa, stojąca gdzieś na pograniczu kryminału noir, obyczajówki i opowieści grozy. Przy czym ta ostatnia, jako element nadnaturalny, pojawia się sporadycznie i wcale nie stanowi motoru dla fabuły. To prędzej ozdobnik, od czasu do czasu czynnik sprawczy, ale tak naprawdę najbardziej przerażający w tym komiksie potrafią być po prostu ludzie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h