[video-browser playlist="671645" suggest=""]
"Helldivers" stawia kooperację ponad wszystko - i to dosłownie. Jest to jedna z niewielu gier na rynku, które nie oferują możliwości wyłączenia tzw. friendly fire. Zatem trzeba bacznie uważać, gdzie się mierzy, żeby przypadkowo nie trafić kumpla w plecy. Zresztą sama gra nagradza i karze za takie zachowania. Stworzono specjalny system, który ocenia nasze poczynania na polu walki i na podstawie tego dołącza nas do graczy z podobnymi upodobaniami. Jeśli na polu bitwy zachowywałeś się zgodnie z wewnętrznym kodeksem, ratowałeś towarzyszy broni, byłeś wzorowym Helldiverem (tak nazywani są śmiałkowie walczący w bitwach), to szanse na to, że do Twej ekipy dołączony zostanie troll psujący rozgrywkę, są znikome. Ci mają swoją niszę, w której gra dokooptuje im do rozgrywki podobnych graczy. Co ważnie, "Helldivers" - w przeciwieństwie do takiego "Evolve" - nie nudzi się nawet po kilkudziesięciu godzinach rozgrywki. Misje są raczej schematyczne, bo polegają w większości na tym samym (zmienia się tylko ukształtowanie terenu i scenografia - pustynia, zima, las itp.), niemniej wcale to nie przeszkadza w wyśmienitej zabawie, ale tylko w kooperacji. Amunicji zawsze jest mniej niż maszkar do ubicia, co wymusza stosowanie wielu zagrywek taktycznych. Zrzut broni czy może nalot? A może lepiej wezwać wsparcie taktyczne pod postacią mecha lub pojazdu bojowego? Takich dylematów czeka Was wiele w "Helldivers". Taktyka okazuje się najbardziej skuteczna, kiedy każdy z czworga graczy ma inne perki i specjalne zdolności, które się nawzajem uzupełniają. Jednak nie zawsze jest to wyznacznikiem sukcesu – czasami zawiedzie komunikacja lub poziom trudności będzie zbyt wygórowany, a misja skończy się porażką. Pół biedy, jeśli jest to gdzieś na początku zadania, gorzej, jeśli po ponad 30-minutowej rozgrywce każdy z członków składu Helldivers zaliczy zgon. Wówczas - poza zebranym doświadczeniem - żadne inne "znajdźki" nie są uwzględniane. Czytaj także: "Uncharted 4" dopiero w 2016 roku Cała rozgrywka jest ciekawie skonstruowana. Zadania, w których uczestniczymy, odbywają się w czasie rzeczywistym, co oznacza tyle, że każda gra wygląda zupełnie inaczej. Po wypełnieniu misji otrzymujemy specjalne punkty, które lądują na pasku pokazującym progres, jaki został poczyniony na całym świecie w dotarciu do celu – czyli stolicy wrogiej nacji. Jednak jeśli misja zakończy się fiaskiem, to poziom paska zmaleje proporcjonalnie. Każdego dnia otrzymujemy podsumowanie, które przedstawia globalne postępy w walce z wrogimi cywilizacjami. Czym byłoby "Helldivers" bez elementów RPG? Pewnie zwykłą strzelanką, no ale takie stwierdzenie w kontekście gry twórców "Magicki" jest wielce krzywdzące. Elementy RPG są obecne i odgrywają kluczową rolę. Bo rozwijają naszą postać.[video-browser playlist="671646" suggest=""]
Wraz z wyższym poziomem postaci otrzymujemy bonusy. Może to być broń, perk albo inna specjalna umiejętność, których jest sporo. Każda z nich posiada kilka slotów na ulepszenia, które wypełniamy dzięki próbkom odnalezionym na mapie. Każde dziesięć próbek to jeden punkt do upgrade’u slota. To nie koniec - za podbój każdej z planet, na których walczymy, również dostajemy specjalne bonusy. Czasami mogą być to dodatkowe punkty XP, innym razem możliwość odblokowania perka. Co ciekawe, bonusy te nie są stałe i przypisane do planety/misji. Każde odpalenie gry generuje inne bonifikaty za podbój wrogiego lądu. Czytaj także: "Minecraft" zbanowany, bo jest zbyt brutalny Nie obyło się bez zgrzytów. Grę dotknęły problemy natury technicznej, które skutecznie uniemożliwiały cieszenie się z niej w pełni. Jedna z pierwszych aktualizacji zamiast ułatwiać rozgrywkę, utrudniła ją. Pojawiły się kłopoty z matchmakingiem, nie można było dołączyć do gry, a co jeszcze śmieszniejsze – wprowadzono regionalizację, która ograniczała graczy do rozgrywki wyłącznie w obrębie tego samego regionu, z którego pochodziła gra. Dotyczyło to również prywatnych meczy, w których mogą uczestniczyć jedynie gracze z listy znajomych. Jednak nie to stanowiło największą wadę "Helldivers". Był nią bug, który kasował cały dorobek gracza. Na PlayStation 4 bardzo łatwo było można do tego dopuścić, ponieważ wystarczyło zapomnieć o tym, że bateria w kontrolerze DS4 nie ma wiecznego życia i trzeba ją ładować. Kiedy podczas rozgrywki pad wyzionął ducha, wraz z nim znikało całe nasze doświadczenie. Na szczęście dało się tego uniknąć, a błędy pomniejsze zostały wyeliminowane. "Helldivers" może nie jest najładniejszą grą i nie ma wybitnej ścieżki dźwiękowej, ale idealnie nadaje się na wieczorną rozrywkę - i nie ma tu znaczenia, czy chcecie pograć we czwórkę na jednej konsoli, czy przez sieć. W kooperacji zawsze będzie wesoło. Warto rozważyć zainteresowanie się tym tytułem, zwłaszcza że kosztuje niewiele, a kupując go raz, otrzymamy grę w systemie cross-buy. Co z tym wszystkim wspólnego ma zawarta w tytule recenzji demokracja? Zagrajcie i przekonajcie się sami. PLUSY: + znakomita do co-opa, + wyzywająco trudna, ale do przejścia, + rozwój postaci, + pełno akcji. MINUSY: – przeciętna oprawa wizualna, – sporadyczne problemy z dołączeniem do rozgrywki sieciowej.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj