[video-browser playlist="750380" suggest=""]
Pod względem fabularnym cała historia nie zaskakuje innowacyjnością. Kring nie pokusił się o wymyślenie oryginalnej historii, która mogłaby porwać widza. Wprost przeciwnie. Pojawia się więc wątek konspiracyjny związany z tajną organizacją, eksperymentami na evos, z którymi oczywiście powiązana jest postać Noah. Jest wątek zamaskowanego superbohatera (a jakże!), a właściwie marnej podróby Daredevila, czyli coś, co do „Herosów”, jakich znamy sprzed 8-9 lat, zupełnie nie pasuje. No i w końcu jest też wątek dla nastolatków – opowiadający o życiu młodego chłopaka, nad którym czuwa tajemniczy człowiek… z walizką pełną grosików. Nie zabrakło też kliszy polegającej na wymazywaniu pamięci i zachowania jednego z bohaterów, którego znamy (zniknął tak szybko, jak się pojawił). Ze wszystkich wątków najlepiej wypadł chyba ten, który został ledwie zarysowany - dziewczyny ubranej w zimową kurtkę, starającej się kontrolować coś, co znajduje się na niebie. W osobnym akapicie wypada skupić się na postaci granej przez Zachary’ego Leviego, który poluje na ludzi z supermocami. Jego motywy są proste i klarowne: razem z żoną mszczą śmierć syna, który zginął w zamachu w Odessie. Szkoda tylko, że Levi do swojej roli zupełnie nie pasuje. Wielu ludzi do dziś widzi w nim Chucka Bartowskiego, nawet po kilku latach od zakończenia tamtej historii. Levi stara się grać łotra, postać zepsutą, złą, zirytowaną tym, jak wygląda świat - szkoda tylko, że sceny z jego udziałem nie zawierają nawet minimalnej ilości mroku, grozy i przerażenia. Pamiętacie Sylara? Przy scenach z jego udziałem bałem się jak w jakimś horrorze. W „Heroes Reborn” czegoś takiego nie ma. Można pisać wiele o wadach, niedociągnięciach i rozczarowaniu, które niesie za sobą „Heroes Reborn”. Nowy projekt Tima Kringa to marna imitacja i niepotrzebna kontynuacja serialu, który w mojej pamięci został zapisany jako bardzo dobra produkcja zepsuta przez strajk scenarzystów. „Reborn” nie reprezentuje sobą nic, co mieli „Heroesi” z 2006-2007 roku. Ktoś mi powiedział, że „Heroes Reborn” da się oglądać, gdy nie ma się wobec niego żadnych oczekiwań. Trudno jednak ich nie mieć, gdy 9 lat temu „Herosi” byli serialem, o którym w USA mówiło się bardzo głośno, a przez kilka lat emisji produkcja ta doczekała się milionów fanów na całym świecie. Czytaj również: „Heroes Reborn” – Zachary Levi o premierze 9 lat temu po premierze „Heroes” mogłem napisać: „Save the cheerleader, save the world”. Dziś po premierze „Heroes Reborn” nie mam poczucia, że coś w tym serialu może się poprawić w kolejnych odcinkach, nawet jeśli na ekranie pojawi się Hiro Nakamura.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj