„Heroes Reborn”: sezon 1, odcinek 1 i 2 – recenzja
Data premiery w Polsce: 22 listopada 2024W 2006 roku amerykańska telewizja potrzebowała takiego serialu jak "Herosi". Czy w dzisiejszych czasach, gdy niemal każda stacja posiada w swojej ramówce serial o komiksowych superbohaterach, kontynuacja produkcji Tima Kringa ma sens? Dwugodzinna premiera "Heroes Reborn" rozwiewa wszelkie wątpliwości.
W 2006 roku amerykańska telewizja potrzebowała takiego serialu jak "Herosi". Czy w dzisiejszych czasach, gdy niemal każda stacja posiada w swojej ramówce serial o komiksowych superbohaterach, kontynuacja produkcji Tima Kringa ma sens? Dwugodzinna premiera "Heroes Reborn" rozwiewa wszelkie wątpliwości.
Nie ukrywam i nie wstydzę się tego - byłem fanem serialu „Heroes”, szczególnie w 1. i 2. sezonie. Osoby znające tę produkcję doskonale pamiętają spadek formy serialu, który miał po prostu pecha. Strajk scenarzystów skutecznie osłabił jego pozycję w ramówce, a 3. seria z odcinka na odcinek traciła widzów. Sezon 4. nie przywrócił serialu na odpowiednie tory i z produkcją Tima Kringa musieliśmy się pożegnać w 2009 roku, gdy oglądało go ledwie 4 mln widzów. Moda na tworzenie serii limitowanych sprawiła, że Kring ze swoją flagową produkcją powrócił do NBC i przekonał jej władze, że warto „odrodzić”, a właściwie kontynuować całą historię. Niestety zapomniał przy tym poinformować, że jest wypalonym producentem i scenarzystą, który swoje najlepsze lata ma już za sobą.
Dla osoby znającej serial „Heroes” i pamiętającej jego 1. sezon „Heroes Reborn” będzie katastrofą. Poza znaną muzyką, fabularnym konceptem (ludzie z supermocami) i kilkoma znanymi twarzami to serial w każdym calu gorszy od swojego pierwowzoru. Leży scenariusz, leży wykonanie, a pomysły Kringa na nową historię nie dość, że rozczarowują, to jednocześnie wzbudzają politowanie (no bo jak inaczej odnieść się do wątku rozgrywanego w Tokio?). Jest to o tyle dziwne, że pamiętając poprzednie sezony i znając ogólny koncept „Reborn”, można było zrobić to znacznie lepiej.
Akcja „Heroes Reborn” rozpoczyna się kilka lat po wydarzeniach z 4. sezonu "Herosów", a osią fabularną ma być konflikt zwykłych ludzi z evo – „evolved human”, znanymi jako ludzie z supermocami. Obie grupy poróżniły się dość mocno przez zamach / atak bombowy, do którego doszło pewnego dnia w Odessie. Podobno zginęła w nim Claire Bennet (oraz wielu ludzi i superludzi), a całą sytuację oglądaliśmy z perspektywy Noah Benneta, czyli kluczowej postaci łączącej poprzednie sezony z „Reborn”. Produkcja NBC szybko wprowadza do historii nowe postacie, które zmuszone są ukrywać swe moce z obawy o swoje życie.
Podobnie jak w pierwowzorze Kring rozwija historię z perspektywy kilku wątków, które z pozoru są od siebie niezależne i połączą się za kilka odcinków. O ile jednak w 1. sezonie „Heroes” funkcjonowało to świetnie, to w „Heroes Reborn” jest zupełne odwrotnie. O wątku z Tokio już wspomniałem. Nigdy nie byłem fanem postaci Hiro Nakamury, przynajmniej w pierwszych odcinkach poprzedniej serii. To, co fundują scenarzyści tym razem, jest jeszcze gorsze. Gry komputerowe? Walki na katany? Zdaję sobie sprawę, że również w „Herosach” wątek japoński był nieco oderwany od rzeczywistości, ale tym razem jest mocno przesadzony.
[video-browser playlist="750380" suggest=""]
Pod względem fabularnym cała historia nie zaskakuje innowacyjnością. Kring nie pokusił się o wymyślenie oryginalnej historii, która mogłaby porwać widza. Wprost przeciwnie. Pojawia się więc wątek konspiracyjny związany z tajną organizacją, eksperymentami na evos, z którymi oczywiście powiązana jest postać Noah. Jest wątek zamaskowanego superbohatera (a jakże!), a właściwie marnej podróby Daredevila, czyli coś, co do „Herosów”, jakich znamy sprzed 8-9 lat, zupełnie nie pasuje. No i w końcu jest też wątek dla nastolatków – opowiadający o życiu młodego chłopaka, nad którym czuwa tajemniczy człowiek… z walizką pełną grosików. Nie zabrakło też kliszy polegającej na wymazywaniu pamięci i zachowania jednego z bohaterów, którego znamy (zniknął tak szybko, jak się pojawił). Ze wszystkich wątków najlepiej wypadł chyba ten, który został ledwie zarysowany - dziewczyny ubranej w zimową kurtkę, starającej się kontrolować coś, co znajduje się na niebie.
W osobnym akapicie wypada skupić się na postaci granej przez Zachary’ego Leviego, który poluje na ludzi z supermocami. Jego motywy są proste i klarowne: razem z żoną mszczą śmierć syna, który zginął w zamachu w Odessie. Szkoda tylko, że Levi do swojej roli zupełnie nie pasuje. Wielu ludzi do dziś widzi w nim Chucka Bartowskiego, nawet po kilku latach od zakończenia tamtej historii. Levi stara się grać łotra, postać zepsutą, złą, zirytowaną tym, jak wygląda świat - szkoda tylko, że sceny z jego udziałem nie zawierają nawet minimalnej ilości mroku, grozy i przerażenia. Pamiętacie Sylara? Przy scenach z jego udziałem bałem się jak w jakimś horrorze. W „Heroes Reborn” czegoś takiego nie ma.
Można pisać wiele o wadach, niedociągnięciach i rozczarowaniu, które niesie za sobą „Heroes Reborn”. Nowy projekt Tima Kringa to marna imitacja i niepotrzebna kontynuacja serialu, który w mojej pamięci został zapisany jako bardzo dobra produkcja zepsuta przez strajk scenarzystów. „Reborn” nie reprezentuje sobą nic, co mieli „Heroesi” z 2006-2007 roku. Ktoś mi powiedział, że „Heroes Reborn” da się oglądać, gdy nie ma się wobec niego żadnych oczekiwań. Trudno jednak ich nie mieć, gdy 9 lat temu „Herosi” byli serialem, o którym w USA mówiło się bardzo głośno, a przez kilka lat emisji produkcja ta doczekała się milionów fanów na całym świecie.
Czytaj również: „Heroes Reborn” – Zachary Levi o premierze
9 lat temu po premierze „Heroes” mogłem napisać: „Save the cheerleader, save the world”. Dziś po premierze „Heroes Reborn” nie mam poczucia, że coś w tym serialu może się poprawić w kolejnych odcinkach, nawet jeśli na ekranie pojawi się Hiro Nakamura.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat