Wiecie, jaka jest różnica pomiędzy dwoma mężczyznami, którzy nie tylko noszą bardzo podobne imiona i nazwiska, ale również pracują w tym samym zawodzie, a mianowicie Ethanem Coenem i Etanem Cohenem? Ten pierwszy wraz z bratem tworzy dzieła rangi To nie jest kraj dla starych ludzi i zdobywa za nie Oscary. Ten drugi z kolei pokazuje światu Holmesa i Watsona, a następnie zgarnia Złote Maliny. I trzeba przyznać, że nie bez powodu. Holmes i Watson to komediowa wariacja na temat losów najsłynniejszego detektywa świata. Tym razem tytułowi przyjaciele (w rolach tych odpowiednio Will FerrellJohn C. Reilly) próbują doprowadzić do zdemaskowania geniusza zła o nazwisku Moriarty, który popełnia w mieście liczne zbrodnie. Sprawy zaczynają się komplikować, kiedy na jaw wychodzi, że morderca planuje zamach na królową Wiktorię, a Holmes ma jedynie cztery dni na jej uratowanie. Wydawać by się mogło, że historii o najpopularniejszym detektywie świata nigdy za wiele. Filmy i seriale dostarczyły nam już całe spektrum najróżniejszych wcieleń w tę postać, począwszy od ubranych w kryminalny kostium kreacji Roberta Downey Jr. czy Benedicta Cumberbatcha, po te traktujące o losach Holmesa z przymrużeniem oka. Chociażby obraz Bez śladu, z bezbłędnym Michaelem Cainem w roli głównej udowodnił, że historia słynnego dżentelmena z Baker Street jest również wdzięcznym tematem na komedię. W filmie tym reżyser skorzystał z zabiegu odwrócenia ról – prawdziwym geniuszem był tutaj dr Watson, Sherlock natomiast został przedstawiony jako aktor, który podszywa się pod powieściowego detektywa. Komedia ta mogła się pochwalić nie tylko zabawnymi, błyskotliwymi dialogami, ale również ciekawą i wciągającą fabułą. Czyli wszystkim tym, czego brakuje widzom podczas seansu filmu Holmes i Watson. Nie ma nic niesamowitego w zjawisku nieśmiesznej komedii, o której można po prostu powiedzieć: ot, kolejny nieudany film. A jednak nie możemy włożyć Holmesa i Watsona pomiędzy inne nieudolne komedie ani nawet znaleźć precedensu dla tego, co widzimy na ekranie. Trudno bowiem o bardziej niezręczne, obleśne i żenujące żarty niż te, którymi stara się nas rozśmieszyć reżyser i zarazem scenarzysta, Etan Cohen. Jego poczucie humoru wyznaczają takie elementy świata przedstawionego, jak ludzie wcinający cebulę niczym jabłko, rynsztokowe żarty związane z seksualnością czy pisarz Mark Twain pojawiający się na ekranie tylko po to, by trochę poświntuszyć. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że wspólne romantyczne smarowanie trupa mazią przez Watsona i jego filmową partnerkę, Grace, w rytm piosenki Unchained melody (parodia słynnej sceny lepienia garnka z Uwierz w ducha) może kogoś bawić i ja również odnalazłam w tym coś zabawnego. Słyszałam również, że odmrożenie motywu Titanica, na który w filmie po raz kolejny wsiada Billy Zane (Cal, czarny charakter z obrazu Jamesa Camerona), jest również według niektórych widzów bardzo dowcipne. Cokolwiek by o tych żartach nie mówić, są one jedynymi z bardziej pozytywnych przejawów humoru Etana Cohena, rzadko spotykanymi w tym filmie. Na całą resztę składa się ciąg druzgocąco nieśmiesznych, żenujących i niesmacznych dowcipów, wygłaszanych z prędkością karabinu maszynowego przez do bólu przerysowane postaci. A wszystko to ozdobione nutką nowoczesności, tak aby można było upchnąć arcyzabawne żarty o wysyłaniu SMS-ów po pijaku czy robieniu selfie w Anglii doby początku XX w. Jeśli już wspomniałam o bohaterach, to warto powiedzieć, że trudno o bardziej nieudolnie rozpisane postaci. Cohen uznał, że zrobienie z nich dziwaków-furiatów w zupełności wystarczy za cały rys charakterologiczny i za pomocą tych dwóch cech opisał niemal wszystkich ważniejszych bohaterów. Reżyser zdaje się nie rozumieć, że do skonstruowania ciekawego świata trzeba czegoś więcej, niż swego rodzaju wielkiego domu wariatów, w którym wszyscy prześcigają  się w mówieniu coraz to bardziej niedorzecznych kwestii. Nawet jeśli to komedia, potrzeba w niej prawdziwych ludzi, a nie chodzące ekstrema, gotowe w każdej chwili eksplodować wulkanem ekscentryczności. Jest na początku taka scena, kiedy Sherlock i Watson próbując zabić latającą po pokoju pszczołę, przez przypadek rozbijają szklany pojemnik z całym rojem tychże owadów. Pszczoły rozlatują się po całym pomieszczeniu, a nasi bohaterowie w panice strzelają do nich z pistoletu, biegają wte i wewte i wykonują różne inne bezsensowne ruchy. I mimo że w następnej scenie są już względnie spokojni, to ma się wrażenie, że oni wciąż tak bezsensownie skaczą, krzyczą i piszczą aż do końca seansu. Postaci te są dokładnie tak samo przeszarżowane i sprowadzone do absurdu, jak i wszystkie pozostałe elementy świata przedstawionego w tym filmie. Jeśli doszliście już do tego momentu recenzji, nie uwierzycie pewnie, jeśli wam teraz powiem, że w całym tym spektaklu nędzy i rozpaczy wystąpiły takie osobistości kina jak Ralph Fiennes czy Hugh Laurie. A jednak jest to fakt i to taki, który staje się kolejnym gwoździem do reżyserskiej trumny Cohena. Marnowaniu aktorskich talentów nie ma bowiem tutaj końca. Choć Fiennes jest stworzony do kreowania czarnych charakterów, jego rolę jako Moriarty’ego ograniczono jedynie do grania nieruchomej i niemalże niemej kukły o groźnej minie. Również Rebecca Hall, tak dobrze odnajdująca się w kostiumach minionych epok, występuje tutaj jedynie jako pretekst do sprowokowania kilku seksistowskich żartów. Najbardziej boli mnie jednak zmarnowanie potencjału Johna C. Reilly’ego, w moim przekonaniu komediowego geniusza, który mimo że bardzo się starał, nie mógł nic wycisnąć z tego scenariusza. I choć odtwórca roli Holmesa, Will Ferrell, znany jest przede wszystkim z głupawych filmów, za które zgarnia wyróżnienia spod znaku Złotych Malin (sześć nominacji, jedna wygrana) i nie jest szczególnie docenianym aktorem, to razem z Reillym w wielu filmach stworzyli niezły komediowy duet (chociażby Bracia przyrodni). Szkoda zatem, że cały ten aktorski potencjał, który towarzyszył powstawaniu tego katastroficznego projektu, został zmarnowany. Na szczęście naszych rodaków ominęła wątpliwa przyjemność wyrzucenia pieniędzy w błoto i wybrania się do kina na Holmesa i Watsona – film ten nie był dystrybuowany w Polsce w tej formie. Jeśli koniecznie chcecie, możecie znaleźć go na kilku serwisach streamingowych. Mam jednak nadzieję, że moja recenzja przekonała was, że należy go omijać szerokim łukiem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj