Homeland w najnowszym odcinku cofa się w czasie, by dopowiedzieć historię, która powinna pogłębić nie tylko postać Allison, ale także fabułę piątego sezonu. Pytanie tylko, czy zabieg ten się udał, czy jedynie stał się niepotrzebnym przystankiem przed rozwiązaniem całej sytuacji.
Retrospekcje zawsze są ryzykowanym wyjściem, szczególnie gdy nie są one trikiem stale wykorzystywanym przez twórców. W miarę umiejętnie aktualnie radzi sobie z tym serial
The Americans,
Lost zaś wprowadzili świeżość w posługiwaniu się tym motywem, jednak gdy są jedynie jednorazowym wybrykiem, mogą spisać się zupełnie inaczej, niż przewidywano. Wydaje mi się, że
Homeland w najnowszym odcinku traci poprzez taki zabieg.
Przez cały sezon Allison była z pewnością jedną z najciekawszych postaci w piątej serii
Homeland – przede wszystkim jest świetnie zagrana przez Mirandę Otto, bardzo oszczędnie w ekspresji, przez co bohaterka jest niezwykle tajemnicza. To powoduje, że Allison piekielnie trudno odczytać; przez pierwszą połowę sezonu jej czyny były praktycznie nieprzewidywalne, a jej postać odkrywaliśmy kawałek po kawałku. Zmienia się to w najnowszym odcinku, bo dowiadujemy się o niej bardzo wiele, co jest zupełnie niepotrzebne do przebiegu fabuły, a wręcz szkodliwe dla budowania napięcia.
Wiele faktów, czy to z życia Carrie, czy Saula, podano w dialogach, mimochodem, co bardzo dobrze dopełniało konflikt między nimi oraz napędzało akcję piątego sezonu
Homeland. Nie widzę przeszkód, dla których postać Alison miałaby rozwijać się inaczej, szczególnie że jej czyny są rzeczywiście zaskakujące. Tragiczne love story, historia przekupienia i dramat tej postaci wybrzmiałby o wiele ładniej w którejś z dobrze zrealizowanych scen – nie trzeba do tego retrospekcji, które wytłumaczą widzowi, że taka sytuacja rzeczywiście miała miejsce.
No url
Tym samym dostajemy odcinek poszatkowany i chwilami wymagający tego, by retrospekcje pokazujące wydarzenia sprzed 10 lat zrealizowały się odpowiednio w wątku współczesnym. Dostajemy więc wygaszacz ekranu Araba szpiegującego dla Stanów Zjednoczonych, który co prawda spaja wszystko w całość, ale można to odebrać tylko z pobłażliwym śmiechem. Niby cała intryga, w którą wplątani są Rosjanie, Amerykanie i Izraelczycy, nabiera coraz pełniejszych kształtów, jednak rozbijanie ją o tak błahy szczegół wydaje się być nietrafionym pomysłem.
Podobnie jak nietrafiony jest wątek Quinna, kompletnie nieangażujący, zapychający jedynie czas antenowy. Ten rozwój sytuacji na pewno będzie mieć potężne konsekwencje, gdy bohaterowie wrócą do Berlina, a jego znaczenie w dzisiejszych realiach z pewnością wzbudzi sporo emocji, jednak pod względem fabularnym historia ta sprawdza się naprawdę kiepsko. Tak naprawdę jedynym jasnym punktem
All About Allison (poza jak zwykle świetnymi Danes i Otto) jest cały czas interesujący wątek Saula, który ukrywa się przed swym własnym wywiadem, będąc jednocześnie zdrajcą i tym, który jako jedyny ma rację. Konflikt interesów i zaprzyjaźnionych wywiadów jest piekielnie ciekawy i nie mogę się doczekać, aż ścieżki wszystkich bohaterów przetną się w odpowiednim momencie, a wszystkie karty zostaną wyłożone na stół.
Nie zmienia to jednak faktu, że przy naprawdę dobrym piątym sezonie
Homeland taki odcinek nie powinien się zdarzyć. Konstrukcyjnie nieprzemyślany, kontynuujący niepotrzebne wątki i działający bardziej na szkodę serialu niż na jego sukces. I szkoda mi przede wszystkim postaci Allison, dwuznacznej, nieoczywistej, która właśnie sprowadzona została do głupich błędów przeszłości. Może następne odcinki będą pokazywać rodzącą się jej współpracę z Rosjanami? Inaczej jej obraz nie zostanie dopełniony. Może więc lepiej było ją zostawić w spokoju i rozwijać w sposób, który do tej pory sprawdzał się znakomicie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h