W Jak poznałam twojego ojca nastąpiła pewnego rodzaju stabilizacja. Serial, podobnie jak jego oryginał, zaczął opierać się na tezach, które są rozwijane w głównym wątku. W poprzednim epizodzie była to mentalna niedojrzałość bohaterki, a w najnowszym - rodzice, którzy w oczach dzieci są zawsze doskonali. Już w pilotowych odcinkach jasno wskazano, że matka Sophie nie była wzorem do naśladowania, szczególnie pod względem życia miłosnego. I to w tym tkwił problem głównej postaci, która mimo 88 tinderowych randek nie znalazła tego jedynego, a dopiero dzięki Jessemu poznała Drew. Twórcy skupili się na toksycznej relacji między Sophie i jej matką, co pozwoliło wprowadzić do serialu nową postać. Paget Brewster zagrała bardzo swobodnie. Nie napinała się, więc i żarty w jej ustach brzmiały nieźle. Bohaterka romansowała z młodszym Ashem, którego zdradzała ze starszym menadżerem. To zaskoczyło, ponieważ raczej spodziewalibyśmy się odwrotnej sytuacji, ale kierunek tego wątku był przewidywalny. Oczywiście głównie dlatego, że zapowiedziała nam to Sophie z przyszłości, która w tym odcinku wyjątkowo nie irytowała. W rezultacie główna bohaterka (z teraźniejszości) poczuła się rozczarowana matką, która przyznała, że problem nie tkwił w mężczyznach, tylko w niej. Wyjaśniła się tajemnica plakatu, na którym była w ciąży, co było nawet przejmujące. Ostatecznie Sophie przełamała schemat i postanowiła nie spędzać z nią wieczoru, tylko pójść na spotkanie z Drew i jego przyjaciółmi. Dzięki temu nieco przygnębiająca atmosfera zmieniła się na koniec w pozytywną, ponieważ jej chłopak ciepło ją przywitał. Drew raczej nie jest tytułowym ojcem, ale Josh Peck z każdym odcinkiem zyskuje moją sympatię. Ten wątek Sophie był bardzo prosty, średnio zabawny (nieśmieszna Val), ale przynajmniej wszystko w nim zagrało.
fot. Hulu
+1 więcej
Drugi wątek serialu był związany z męską częścią grupy przyjaciół. Charlie odkrył w sobie powołanie do bycia terapeutą, więc postanowił pomóc swoim straumatyzowanym kolegom. Sid opowiedział o swojej tragikomicznej historii z masturbacją do plakatu Lori. Te frywolne żarty średnio bawiły, ale powiedzmy szczerze, że sam wątek z retrospekcji nawet ciekawił. Szkoda, że twórcom zabrakło pomysłu na fajniejszą „terapię”, która mogłaby rozbawić. W podobnej atmosferze niedosytu zakończyło się „leczenie” Jessego, który zmierzył się ze swoją traumą z klubu, gdzie odrzucono jego oświadczyny. Tu też zabrakło fantazji i celnych żartów, więc Christopher Lowell nie rozśmieszył w swojej scenie. Natomiast najlepiej wypadł Charlie, którego wątek dostał najzabawniejszą puentę. Bohater został barmanem! Bez dyplomu może poznawać ludzkie problemy, doradzać innym i zarabiać na tym. To było śmieszne i posunęło fabułę do przodu. Najmniej interesujący był wątek Ellen, która trafiła na stypę, na której podbierała jedzenie na swój singlowy wieczór. Wpadła jej w oko kobieta, która była wnuczką zmarłej, więc postanowiła udawać, że przyjaźniła się z jej babcią. Wiadomo, że kłamstwo ma krótkie nogi, więc prawda wyszła na jaw z powodu małego nieporozumienia, a Rachel obraziła się na Ellen. Nic w tym wątku nie zaskoczyło ani nie rozbawiło. Historia nudziła, bo szła jak po sznurku do przewidywalnego finału.  Piąty odcinek How I Met You Father był całkiem niezły. Wciąż oglądamy odtwórcze żarty, które raz śmieszą, a raz nie. Co prawda serial wciąż nudzi, ale przynajmniej złapał w końcu dobry rytm. Fabuła nie jest rewolucyjna, ale jest poukładana. Poza tym przebijają się tu dobre intencje twórców. Czuć, że chcą opowiedzieć wartościową historię w stylu Jak poznałem waszą matkę. Tylko brakuje w tym wszystkim świeżości, szczególnie pod względem humorystycznym. Ale może jest jeszcze jakaś nadzieja dla How I Met Your Father?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj