Minęło 30 lat od znakomitego filmu Jeana-Jacques'a Annauda, który był adaptacją debiutanckiej powieści Umberto Eco. Czy serialowe Imię róży ma szansę zaprezentować równie wysoki poziom co literacki pierwowzór i jego pierwsza kinowa adaptacja?
Akcja serialu osadzona zostaje oczywiście w XIV wieku we Włoszech, gdzie w jednym z klasztorów dochodzi do brutalnego morderstwa. Trudno będzie doszukać się zmian względem literackiego pierwowzoru, a seans dwóch pierwszych odcinków budził ciągłe skojarzenia z filmem z 1986 roku. Serialowe
The Name of the Rose korzysta jednak w pełni z tego, co oferuje możliwość opowiadania historii w dłuższej perspektywie czasowej.
Widać od samego początku, że twórcy mogą pozwolić sobie na wolniejsze i bardziej szczegółowe prowadzenie narracji. Do świata przedstawionego zostajemy wprowadzeni z należytą starannością, dzięki czemu nieco bliżej możemy poznać samych bohaterów. Za rozwiązanie zagadki wspomnianego morderstwa, odpowiedzialni będą franciszkanin Wilhelm z Baskerville (
John Turturro) i jego pomocnik Adso z Melku (
Damian Hardung). W tle czaić się będą kościelne intrygi, ale też zły do szpiku kości inkwizytor Bernard Gui (
Rupert Everett).
Właściwie od momentu pojawienia się na ekranie Williama z Baskerville, trudno będzie zapomnieć o wizerunku
Sean Connery, który wcielił się w tę postać w filmie z 1986 roku. W serialowej wersji wybrano do tej roli Johna Turturro, który na ten moment spisuje się znakomicie w roli franciszkanina-detektywa, ale pewnie nie tylko mnie trudno było zapomnieć o adaptacji filmowej i lepszych o poziom wyżej kreacjach aktorskich.
Serialowe
Imię róży ma jednak większe pole do popisu jeśli chodzi o narrację. Bardziej współczesna forma i ilość ekranowego czasu sprawia, że można rozwijać świetnie zarysowane już od samego początku wątki z grzechami kościoła i wartościami hedonistycznymi. Powieść Eco zawiera wiele uniwersalnych prawd dotyczących ludzkiego postępowania i samej wiary, która rozmieniana jest na drobne. Heretyków i bluźnierców w tym świecie nie brakuje, a po pierwszej zagadkowej śmierci dość szybko pojawia się kolejna. Twórcy wyraźnie pragną, abyśmy uważnie przyglądali się mnichom i oceniali relacje pomiędzy nimi. Będzie to kluczowe do zrozumienia zasad łamanych przez postacie z drugiego planu, a także do śledzenia poczynań głównego bohatera.
Formalnie sama produkcja prowadzona jest przyzwoicie i choć nie uświadczymy tutaj żadnych fajerwerków, to jednak realizacyjnie całość stoi na naprawdę wysokim poziomie. Zadbano nie tylko o świetnie spisującą się międzynarodową obsadę (z udziałem choćby
Piotr Adamczyk), ale także o robiącą wrażenie inscenizację. Wszystko w serialowej adaptacji powieści
Umberto Eco jest na miejscu i udało się także stworzyć specyficzny klimat, który niewątpliwie zachęca do zobaczenia kolejnych odcinków.
Najwięcej dobra wyciągną tutaj z pewnością osoby, które wcześniej nie miały do czynienia z tą historią, ale nie oszukujmy się - to samograj i dalej wszystko powinno trzymać równie wysoki poziom. Tym bardziej, że na razie jedyne uwagi można kierować do nieco archaicznej formy wyjaśniania nam pewnych rzeczy - choć ta przystępność może dla wielu okazać się ogromną zaletą.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h