Empire” w odcinku „The Devils Are Here” sprawnie powraca do wątków rozpoczętych już w zakończeniu pierwszego sezonu i od samego początku nadaje wydarzeniom niesłychanie szybkie tempo, nie pozwalając widzowi nudzić się ani przez chwilę. Już na starcie odcinka trafiamy w sam środek koncertu na rzecz uwolnienia Luciousa Lyona. Na tej imprezie pierwsze skrzypce gra o dziwo Cookie, która udowadnia tym samym, jak genialnie napisaną jest postacią. Chociaż zna prawdę, wie, że Lucious jest winny, i z całego serca życzy mu, by skończył w piekle, dla dobra rodziny i (przede wszystkim) interesów jest w stanie odłożyć na bok to, co myśli i czuje, i pokazać się z zupełnie innej strony. O dziwo nie wychodzi przy tym na przebiegłą manipulantkę czy intrygantkę. Jej poczynania są jak najbardziej naturalne – po prostu robi to, co wymuszają na niej okoliczności. Minęły trzy miesiące, odkąd Lucious Lyon trafił za kratki; Jamal nadal kieruje wytwórnią ojca, a Cookie, jej dwaj pozostali synowie i Anika przygotowują się do wrogiego przejęcia. Teoretycznie zatem w życiu bohaterów nie zmieniło się wiele, scenarzyści jednak nie dają nam tego odczuć, bo po głębszym przyjrzeniu się widać, że w rodzinnych relacjach Lyonów zapanowały ciekawe zmiany. Lucious i Jamal dogadują się jak nigdy przedtem, podobnie jak Cookie i Hakeem, których początki nie były przecież najlepsze. Dodatkowo Jamal z racji swojej nagłej komitywy z ojcem odseparował się od reszty rodziny i - co ciekawe - pod wieloma względami zaczyna przypominać Luciousa. Świetnie ogląda się tę postać w nowej roli. Jamal jako szef Empire musi stawić czoło wielu problemom; obarczony obowiązkami, nie ma też czasu na tworzenie muzyki, co frustruje go chyba najbardziej. Na drugi plan strąceni zostają Andre i Rhonda, którzy nadal ukrywają przed wszystkimi prawdę o Vernonie, ale myślę, że historia ta rozwinie się w kolejnych odcinkach. [video-browser playlist="738998" suggest=""] W „The Devils Are Here” scenarzyści skupiają się na dwóch ważnych wątkach zapoczątkowanych już w pierwszym sezonie „Empire” - wrogim przejęciu i niebezpieczeństwie ze strony Franka Gathersa. Co ciekawe, oba te watki zostają w trakcie pierwszego odcinka szybko i sprawnie rozwiązane, tak jakby scenarzyści chcieli pozamykać wszystkie niedokończone sprawy i zrobić miejsce dla swoich nowych pomysłów. Na razie jest to dobre posunięcie, ponieważ na początek sezonu widzowie dostają świetny odcinek naszpikowany ważnymi wydarzeniami. Miejscami jest tylko trochę aż nazbyt dramatycznie – ta głowa w pudełku to już prawie jak z „Ojca chrzestnego”, a nie oszukujmy się, Gathersowi daleko było do Vito Corleone (i to wcale nie dlatego, że w jego rolę wcielał się Chris Rock). Co ciekawe, w centrum wszystkiego znajduje się Lucious, który teoretycznie powinien mieć do powiedzenia najmniej, skoro siedzi w więzieniu. Nic bardziej mylnego - to on nadal pociąga za większość sznurków, a rola szarej eminencji chyba zaczyna mu odpowiadać. Udało mu się dość dobitnie zaznaczyć, kto spośród Lyonów jest nieodłączną częścią Empire, wykiwać Cookie i zapobiec wrogiemu przejęciu. Życie za kratkami też raczej nie daje mu się zbytnio we znaki. Duża w tym zasługa zapewne tego, że nadal ma dostęp do swoich pieniędzy i koneksji. Tym sposobem może zapewnić nietykalność nie tylko sobie, ale i swojej pozostającej na wolności rodzinie, dlatego też totalnie bez sensu wydaje się jego rozmowa z panią prokurator. Jej groźby nie robią na nim wrażenia i chyba nikogo to nie dziwi. Tradycyjnie już w „Empire” nie zabrało gościnnych występów. Zarówno wspomniany wcześniej Chris Rock, jak i wcielająca się w postać Mimi Whiteman zdobywczyni Oscara Marisa Tomei nie byli tylko ozdobnikami, ale odegrali znaczące role w rodzinnych problemach i dramatach Lyonów. Czytaj również: „Empire” dominuje w środę (oglądalność)Empire” na początek drugiego sezonu daje widzom świetny odcinek - taki, na który warto było czekać. Jest on właściwie przedłużeniem finału poprzedniej serii, dostajemy bowiem odpowiedzi na kilka ważnych pytań. Zamkniecie tych wątków daje scenarzystom dużo miejsca na nowe, jeszcze ciekawsze wydarzenia, a patrząc na to, co dzieje się obecnie w rodzinie Lyonów, można być pewnym, że przez następne 17 odcinków nie będziemy się nudzić.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj