Trzeci sezon Empire ma problem z prowadzeniem fabuły, która nie jest tak interesująca jak w poprzednich seriach. Pierwsze dwa odcinki zbyt wyraźnie idą w stronę opery mydlanej, opierając się na sztampowych rozwiązaniach. Poruszane wątki za bardzo odchodzą od serialu poważnego w kierunku właśnie rozrywki niskich lotów. To kwestia dziecka Hakeema, relacji Luciousa z Cookie czy nawet śledztwa Tariqa, które jest przedstawione nudno i bez żadnej ikry. Dostajemy groźne spojrzenia, nieciekawe dialogi i oparcie historii na banałach. Nawet śmierć Rondy niewiele zmienia w tym wszystkim, a wręcz działa negatywnie, bo Andre traci na znaczeniu. Ten bohater działał najlepiej w duecie z żoną - bez niej nie jest już interesujący, a jego próba pogodzenia się ze śmiercią małżonki jest mało emocjonalna. Andre to postać z największym potencjałem z uwagi na chorobę psychiczną, ale twórcy nie wykorzystują go w żadnym momencie. Wiem, że wątki obyczajowe, intrygi i konflikty zawsze ściśle mieszały się z elementem muzycznym serialu. Wydaje się jednak, że w poprzednich sezonach to wszystko miało więcej sensu i było przedstawione po prostu lepiej. Czuć w tych wątkach spadek jakości oraz opowiadanie wszystkiego powierzchownie i bez ikry. Jedynym sensownym wątkiem są problemy Jamala, który zmaga się z PTSD. Jego ataki paniki, brak zrozumienia i chęć poradzenia sobie z problemem są przedstawione interesująco, bo mogą rozwinąć postać. Zarazem jednak brak w tym najważniejszego - śpiewu. Obawiam się, że twórcy raz-dwa uporają się z jego traumą, co byłoby bardzo złą i mało wiarygodną decyzją. Jednocześnie brak powrotu Jamala do muzyki to pozbywanie się jednej z zalet serialu. Takim sposobem twórcy sami zapędzili się w kozi róg. Mam też problem z muzyką w tych dwóch odcinkach. Przeważnie kapitalnie to współgrało z fabułą, brzmiało świetnie i budowało większe emocje, gdyż wszystkie piosenki miały sens i znaczenie. W pierwszym sezonie grało to fenomenalnie, w drugim już słabiej, a w obecnym na razie nie ma żadnego znaczenia. Wszystkie utwory wydają się nijakie, bez serca, emocji i muzycznego geniuszu, który nadawał serialowi wyrazistości. Jedynie duet Hakeema z Vanessą wypada solidnie i jest w nim dobry vibe, ale już cała reszta nie porywa. Coś w tym aspekcie nie gra, bo muzyka zawsze nadrabiała mankamenty serialu. Ona była jego sercem, a gdy jej brak, trudno wciągnąć się w historię kierującą się za bardzo w stronę telenoweli. Empire cierpi na podobny problem jak swego czasu serial Revenge. Obie produkcje po czasie porzuciły swoje największe zalety i zaczęły wchodzić na fabularne rejony telenoweli najniższych lotów. Nawet jeśli tworzy się takie wątki, można przedstawić je z werwą i pomysłem, aby działały na ekranie. To sprawdzało się w obu serialach w pierwszych sezonach, ale z czasem zaczęło się psuć. Na razie Empire rozczarowuje - nie tylko nie ma już mocnej, działającej na emocje muzyki, ale też jest jej dziwnie mało.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj