Imperium: sezon 3, odcinek 1 i 2 – recenzja
Data premiery w Polsce: 30 września 2017Imperium powróciło z trzecim sezonem i nie porywa. Gdzieś zniknął urok tego serialu i jego muzyczna magia.
Imperium powróciło z trzecim sezonem i nie porywa. Gdzieś zniknął urok tego serialu i jego muzyczna magia.
Trzeci sezon Empire ma problem z prowadzeniem fabuły, która nie jest tak interesująca jak w poprzednich seriach. Pierwsze dwa odcinki zbyt wyraźnie idą w stronę opery mydlanej, opierając się na sztampowych rozwiązaniach. Poruszane wątki za bardzo odchodzą od serialu poważnego w kierunku właśnie rozrywki niskich lotów. To kwestia dziecka Hakeema, relacji Luciousa z Cookie czy nawet śledztwa Tariqa, które jest przedstawione nudno i bez żadnej ikry. Dostajemy groźne spojrzenia, nieciekawe dialogi i oparcie historii na banałach. Nawet śmierć Rondy niewiele zmienia w tym wszystkim, a wręcz działa negatywnie, bo Andre traci na znaczeniu. Ten bohater działał najlepiej w duecie z żoną - bez niej nie jest już interesujący, a jego próba pogodzenia się ze śmiercią małżonki jest mało emocjonalna. Andre to postać z największym potencjałem z uwagi na chorobę psychiczną, ale twórcy nie wykorzystują go w żadnym momencie.
Wiem, że wątki obyczajowe, intrygi i konflikty zawsze ściśle mieszały się z elementem muzycznym serialu. Wydaje się jednak, że w poprzednich sezonach to wszystko miało więcej sensu i było przedstawione po prostu lepiej. Czuć w tych wątkach spadek jakości oraz opowiadanie wszystkiego powierzchownie i bez ikry. Jedynym sensownym wątkiem są problemy Jamala, który zmaga się z PTSD. Jego ataki paniki, brak zrozumienia i chęć poradzenia sobie z problemem są przedstawione interesująco, bo mogą rozwinąć postać. Zarazem jednak brak w tym najważniejszego - śpiewu. Obawiam się, że twórcy raz-dwa uporają się z jego traumą, co byłoby bardzo złą i mało wiarygodną decyzją. Jednocześnie brak powrotu Jamala do muzyki to pozbywanie się jednej z zalet serialu. Takim sposobem twórcy sami zapędzili się w kozi róg.
Mam też problem z muzyką w tych dwóch odcinkach. Przeważnie kapitalnie to współgrało z fabułą, brzmiało świetnie i budowało większe emocje, gdyż wszystkie piosenki miały sens i znaczenie. W pierwszym sezonie grało to fenomenalnie, w drugim już słabiej, a w obecnym na razie nie ma żadnego znaczenia. Wszystkie utwory wydają się nijakie, bez serca, emocji i muzycznego geniuszu, który nadawał serialowi wyrazistości. Jedynie duet Hakeema z Vanessą wypada solidnie i jest w nim dobry vibe, ale już cała reszta nie porywa. Coś w tym aspekcie nie gra, bo muzyka zawsze nadrabiała mankamenty serialu. Ona była jego sercem, a gdy jej brak, trudno wciągnąć się w historię kierującą się za bardzo w stronę telenoweli.
Empire cierpi na podobny problem jak swego czasu serial Revenge. Obie produkcje po czasie porzuciły swoje największe zalety i zaczęły wchodzić na fabularne rejony telenoweli najniższych lotów. Nawet jeśli tworzy się takie wątki, można przedstawić je z werwą i pomysłem, aby działały na ekranie. To sprawdzało się w obu serialach w pierwszych sezonach, ale z czasem zaczęło się psuć. Na razie Empire rozczarowuje - nie tylko nie ma już mocnej, działającej na emocje muzyki, ale też jest jej dziwnie mało.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat