Starożytny Rzym u schyłku panowania Oktawiana Augusta jest dziwnym tworem pod względem politycznym. Teoretycznie nie nastąpiła żadna poważna zmiana w zakresie kompetencji poszczególnych stanowisk, a jednak wiadomo było, że specyficzne jedynowładztwo nie skończy się wraz ze śmiercią pierwszego princepsa. Jednak daleko od Rzymu słychać jedynie echa wielkiej polityki, a rytm życia przeciętnego żołnierza, jakże ważnego elementu utrzymania władzy na rozległym terytorium, wyznacza regulamin wojskowy i rozkazy przełożonych. Dlatego Ben Kane w Insygnium tylko wspomina o problemach stolicy, zaś czytelnika bardziej zapoznaje z szeregowymi żołnierzami niż z wysokimi rangą dowódcami. Drugi tom trylogii Cesarskie orły jest nie mniej krwawy niż pierwszy.
Tullus, poznany w pierwszym tomie centurion ze szczęściem pozwalającym uratować siebie i część towarzyszy z rzezi, wciąż służy niedaleko Renu, jednak wspomnienia z Lasu Teutoburskiego ciążą mu na różne sposoby. Niektórzy chwalą go za odwagę, jaka była niezbędna do uratowania się, inni ganią, jakby był osobiście winny klęski. Słowem – niełatwe jest życie ocalonego żołnierza. A jeszcze trudniejsze staje się, gdy z dalekiej stolicy przybywa Germanik i postanawia wybrać się za Ren, częściowo jako pokaz siły, a częściowo z nadzieją na zemstę na nielojalnych Germanach. Tullus liczy na odzyskanie utraconych orłów legionowych, ale zdaje sobie sprawę z tego, że jednocześnie cała wyprawa będzie narażona na kolejne ataki. Z pewnością humoru nie poprawia mu prośba o oprowadzenie po miejscu klęski, ale autor jedynie sugeruje możliwe objawy stresu pourazowego u swojego bohatera, chyba zdając sobie sprawę z tego, że zbyt oczywiste wskazanie takiej możliwości skończyłoby się dla Tullusa po prostu źle. Po drugiej stronie Renu z kolei Arminiusz chce przypieczętować swoją pozycję jako pogromcy Rzymian, ale na przeszkodzie stoją rozdrobnienie i podział plemion. Wyprawa Germanika może być doskonałą okazją do kolejnego zwycięstwa, jednak wszystko idzie nie tak. Mniejsze i większe przeszkody nieustannie utrudniają mu osiągnięcie celu, a sam teść staje się jego największym wrogiem.
Źródło: Znak
Mocną stroną autora jest skupienie na losach zwyczajnych ludzi, ich trosk i problemów, które są tak różne od życia arystokracji. Przy czym robi to barwnie, ożywiając niepozornych żołnierzy, zwykle kryjących się pod sucho brzmiącymi numerami legionów, centurii i kohort. Czytelnik towarzyszy im podczas gry w karty czy ćwiczeń, ale również obserwuje narastające niepokoje i wybuchający bunt. Ben Kane podczas opisywania buntu pokazuje wyraźnie, że armia jest tworem problematycznym tam, gdzie nie ma nadzoru nad osobami sprawującymi jakąkolwiek władzę, ale czyż nie jest tak w dowolnej organizacji? Co może wydawać się przykre, że przed dwa tysiące lat dręczą nas te same problemy, jedynym pocieszeniem jest chyba tylko mniejsza ilość krwi rozlewanej podczas tego typu sporów. Insygnium, chociaż mogłoby cierpieć na typowe problemy środkowego tomu trylogii, broni się wykorzystaniem w fabule takich elementów, które są istotne dla rozbudowania przedstawionego świata, a jednocześnie powoli przesuwają pozycje głównych bohaterów w oczekiwaniu na ostateczną konfrontację. Dzięki temu nietrudno utrzymać zainteresowanie czytelnika kolejnymi wydarzeniami.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj