Interstellar to na pierwszy rzut oka po prostu Grawitacja przeniesiona na poziom całej cywilizacji. Już nie o życie jednego człowieka tu chodzi, a o losy ludzkości. Nasza planeta ma nas dość i musimy jakoś z tego wybrnąć. Czy to w ogóle możliwe? Czy damy sobie sami radę? Wszak świetnie wiemy, na jakim poziomie są podróże kosmiczne; że dotarcie do innych sensownych planet jest równie prawdopodobne jak to, że człowiek pierwotny, podskakując i wyciągając dłoń do góry, dosięgnie Księżyca. Ale przecież ludzkość zawsze jakoś sobie da radę – tak przynajmniej twierdzi Cooper, główny bohater grany przez Matthew McConaugheya. Chociaż w momencie, gdy film się zaczyna - za kilkadziesiąt lat od dziś - będzie jeszcze gorzej: żywności będzie coraz mniej (choroby zbóż nas wykończą), a wyprawy poza atmosferę staną się wręcz czymś w rodzaju tabu. Będziemy mieli przechlapane.
Moc tego filmu polega na tym, że z takiego punktu wyjścia dostajemy zupełnie sensowną wielką (by nie rzec epicką) opowieść SF. Trochę podobnie było przed laty w Kontakcie Roberta Zemeckisa – zresztą, co ciekawe, tam też jedną z głównych ról grał Matthew McConaughey. Tam dostaliśmy ciut deus ex machina - czy i tym razem będzie to niezbędne? Ja oczywiście już wiem, ale przecież nie zdradzę Wam fabularnych zwrotów akcji i puent.
[video-browser playlist="629497" suggest=""]
Powiem za to, czego możecie oczekiwać – to film o przetrwaniu gatunku; o tym, czy i jakie są granice, które chcemy/musimy/powinniśmy przekroczyć, by to osiągnąć. Nolan sprytnie odpuszcza poziom narodu – nie ma tu powiewającej amerykańskiej flagi. Jest rodzina i od razu ludzkość. Ale to wcale nie zmniejsza porcji patosu, jaką dla nas przygotował. Chwilami leje się on z ekranu równie mocnym strumieniem co w 300. Spodziewajcie się świetnej muzyki – Zimmer wzniósł się tu na wyżyny swych umiejętności, podobnie zresztą jak autor zdjęć, Hoyten Van Hoytema. Cudny jest motyw robotów – jakże innych od tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni w SF. No i obsada – wiemy już, że Nolan obsadza naprawdę smacznie, i tak jest również tym razem. Każdy z aktorów wymienionych na plakacie gra świetnie, a poza tym w trakcie seansu czeka na Was kilka niespodzianek.
Czytaj również: Christopher Nolan krytykuje sceny po napisach w komiksowych filmach
Cóż jeszcze rzec, by nie zdradzić zbyt wiele, a dać Wam obraz sytuacji... To nie jest film dla wszystkich – z pewnością przeczytacie niejedną recenzję opartą na narzekaniu. Bo to bardziej kino w stylu tak Amerykanie wyobrażają sobie długi, mądry i ciekawy film niż bezwarunkowo wielki film dla każdego. To obraz mocno i miejscami interesująco wyrastający z tradycji prozy Lema, nawiązujący odważnie do 2001: Odysei kosmicznej, wpisujący się oczywiście w filmografię Nolana wprost idealnie. Po prostu kupcie sobie największy możliwy popcorn i idźcie do kina.