Jeśli miałbym skwitować najnowszą podróż do Into the Badlands jednym słowem, to byłby to po prostu wykrzyknik, zwykłe, krótkie WOW! Patrząc na to, co było do tej pory w 3. sezonie, spodziewałem się co prawda czegoś spektakularnego na finał mid-season, ale to, co zaserwowali nam twórcy, przeszło wszystkie moje oczekiwania. Już na samym starcie mamy pojedynek Sunny'ego i M.K. i o Bogowie, jeśli nie jest to najlepsza walka jeden na jednego w tym sezonie. Głównie dlatego, że wszelkie wire-fu są tutaj ograniczone do minimum, zaś my mamy okazję podziwiać rzeczywiste umiejętności aktorów, a te są niemałe. Nieco więcej sznurków znajdziemy już w samej kulminacyjnej walce między siłami Wdowy i Chau, ale i tak pokaz sieczki, jaką urządzają Moon i Tilda, to czysty balet ostrzy i krwi. A ta leje się gęsto i twórcy nie szczędzą nam jej kałuż i rzek. Bitwa jest po prostu niesamowita i, znów w tym sezonie, na skalę w serialu dotychczas nam nieznaną. Same przygotowania do tego monumentalnego starcia to także okazja dla pokazania, jak bardzo bohaterowie zmienili się w tym sezonie. Mam wrażenie, że dużo bardziej niż przez dwa poprzednie, jednak nie ma tu nic na siłę, wszystko daje poczucie autentyczności. Dla mnie osobiście obserwowanie, jak wracają dawno zagrzebane popiołem żary uczuć między Minervą a Gaiusem i Nathanielem a Lydią, daje nadzieję na to, że gdy ta wojna dobiegnie wreszcie końca, a obóz Wdowy zwycięży, będą nim rządzić dużo mądrzejsi i dojrzalsi ludzie niż Ci, którzy ją zaczęli. Jednak wygrać nie będzie łatwo, gdyż o ile Chau nie stanowi już zagrożenia, to jednak ono dalej jest i to dużo mocniejsze niż do tej pory. Zresztą dowodem tego jest sam fakt, że Mistrzyni przybyła, by zwrócić Wdowie jej Dar. Momentami zresztą mam wrażenie, że wszystko to, przez co Minerva przeszła, było rodzajem próby przed tą ostateczną rozgrywką. Która to właśnie nadeszła wielkimi krokami, przede wszystkim dzięki Sunny'emu, choć ja osobiście go nie winię, został mu przecież na świecie tylko Henry i jestem w stanie sympatyzować z jego desperacją, by go ocalić. Jedyne dwa zarzuty, jakie mam do tego odcinka, to brak wytłumaczenia nieobecności Lily, a właściwie nagłe ucięcie jej wątku, oraz cliffhanger, jakim uraczyli nas twórcy. Ale prawda jest taka, że robi on to, co powinien każdy porządny cliffhanger. Zostawia nas na krawędzi fotela.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj