IO to jeden z tych filmów, o które po seansie toczy się zaciekłe boje. Czego właśnie doświadczyłeś? Uczucia wszechogarniającego smutku? Narastającej w tobie z trudnych do zrozumienia przyczyn rozpaczy? Pogłębionej refleksji nad naturą i gatunkiem ludzkim? A może formalna dezynwoltura tego dzieła sprawiła, że przeszedłeś obojętnie wobec wędrówki tytułowego osiołka? Istnieje duże prawdopodobieństwo, że dla wielu widzów produkcji wrażenia z pokazu zastygną gdzieś na cienkiej granicy rozczarowania i zachwytu. Nie mogło być jednak inaczej, skoro reżyser Jerzy Skolimowski w swojej nagrodzonej na festiwalu w Cannes historii opowiada właśnie o rozgoryczeniu i podziwie; rozczarowanie przynosi człowiek, wydawałoby się nieuchwytne drobinki szczęścia - zwierzęta. Wielki mistrz kina wraca do świata X Muzy jako wizjoner wołający na pustyni ludzkich przywar. Robi to tak subtelnie i bezkompromisowo, że IO wymyka się próbie jednoznacznej klasyfikacji gatunkowej. Produkcji najbliżej chyba do traktatu egzystencjalnego z wpisanym weń nieodłącznie przekazem proekologicznym, lecz nie pomylisz się specjalnie, jeśli w tym filmie dostrzeżesz publicystyczną rozprawę nad kondycją współczesnej cywilizacji i przemijającej na naszych oczach natury czy uniwersalną przypowieść o wielu wymiarach otaczającej nas rzeczywistości. Skolimowski w swoim stylu burzy ściany artystycznych ograniczeń, przez co jego historia przybiera kształt kinowego eksperymentu. Takich filmów-doświadczeń jest w dzisiejszej X Muzie jak na lekarstwo. Autentycznego, głęboko osadzającego się w nas samych wzruszenia - jeszcze mniej.  Nowa opowieść polskiego artysty - także dzięki jego własnym słowom - została przez część obecnych w Cannes krytyków określona mianem współczesnej "interpretacji" niezwykle poruszającej produkcji Na los szczęścia, Baltazarze! z 1966 roku. Mam jednak z tym podejściem pewien problem: Skolimowski zapożycza od Roberta Bressona jedynie sam pomysł na historię w postaci podróży osła i zaprzęga do pracy surrealizm w taki sposób, że możemy go identyfikować jako swoisty hołd dla francuskiego "malarza filmów"; bardziej więc "wariacja" niż "interpretacja". Tytułowe IO to onomatopeja - z jednej strony imię zwierzęcia, z drugiej wydawane przez nie, charakterystyczne rżenie. Pierwszy raz usłyszymy je w cyrku, w którym osiołek występuje przed publicznością wraz z bodajże jedyną osobą przejętą jego losem, Kasandrą (Sandra Drzymalska). Bieg wydarzeń sprawia jednak, że IO rozpoczyna zupełnie nieoczekiwaną wędrówkę: trafia do stadniny koni, ośrodka terapeutycznego dla niepełnosprawnych dzieci, na stadion, na którym kibice zwycięskiej drużyny dostrzegają w nim przynoszącą szczęście maskotkę, do okrutnego hodowcy lisich futer, kierowcy tira (Mateusz Kościukiewicz) i włoskiego księdza, pasierba lokalnej magnatki (Isabelle Huppert); ostatni etap tej podróży jest z kolei tyleż spodziewany, co przejmujący. W sekwencjach, w których surrealizm na modłę Bressona tańczy tango z elementami realizmu magicznego, Skolimowski zostawia widzom niedopowiedzenia. Nie jest do końca jasne, w jaki sposób osioł pokonuje niektóre odcinki podróży; zabiegi realizacyjne siłą rzeczy sprawiają, że jedność miejsca i czasu zostaje systematycznie rozbijana. Z artystycznego punktu widzenia ta pułapka ma jednak cudownie odświeżającą moc sprawczą - reżyser chce przecież, byś na świat przedstawiony popatrzył nie ludzkimi, a oślimi oczami. Tylko w ten sposób dostrzeżesz w nich odbicie banalności życia. A przy okazji jego być może najistotniejsze emanacje: smutek i piękno. 
Aneta i Filip Gębscy/Gutek Film/Skopia Film/Recorded Picture Company
Dzięki poluzowaniu czy wręcz zrzuceniu gorsetu ograniczeń formalnych Skolimowski może szkicować swoją historię poprzez nakładanie na siebie różnorodnych warstw estetycznych, absolutnie nieoczywistych, a jednak wzajemnie się dopełniających. W tych zabiegach reżyser nie jest tak liryczno-poetycki jak Bresson i nie chce z pozycji mędrca dzielić się z odbiorcą moralitetem. Interesuje go bardziej to, co subtelne i pozostające poza wszelkim słowem. Jak nazwać stan, w którym właśnie znajduje się IO? Co może czuć zwierzę? Dlaczego w jego głowie wciąż dźwięczy łagodny głos Kasandry? Z jakich powodów decyduje się na nie do końca impulsywne ucieczki? Pytania te stawiane są zaraz obok dyskretnych diagnoz współczesnej cywilizacji. W tej materii Skolimowski ma dla nas kilka gorzkich słów: istotą, która najbardziej przyczynia się do rozerwania kręgu życia, jest właśnie człowiek, ten sam, który zanurzony w powtarzalności schematów codzienności zatracił w sobie umiejętność pełnego respektu obcowania z naturą. Reżyser idzie jednak krok dalej i z wyjątkową precyzją przygląda się innym ważkim zjawiskom współczesnej rzeczywistości - sytuacji imigrantów, jaskiniowej agresji napompowanych testosteronem kiboli czy rozbijaniu siatki relacji międzyludzkich. Jest przy tym bacznym obserwatorem sztuki życia, przez co momentami wzruszające losy osiołka przeplatają się na ekranie z aspektami humorystycznymi, by przywołać w tym miejscu satyrę na dzisiejsze mieszczaństwo, wiarę w przesądy bądź wyśmianie wyjętych żywcem z epoki PRL-u postaw pracowniczych. Jeśli wspólnym mianownikiem dla podróży IO jest pogoń za tym, co bezpowrotnie odeszło, w wędrówce Skolimowskiego będzie to chyba tęsknota za wolnością i równowagą odmiennych sfer istnienia. Nie jestem pewien, czy ich czyste formy na zawsze przeminęły. Wiem jednak, że mało kto poszukuje ich z taką finezją jak polski reżyser.   Nie mam cienia wątpliwości, że IO jest jednym z najbardziej intrygujących filmów ostatnich lat w odniesieniu do styku warstw wizualnej i technicznej. Wielu widzów będzie zachodzić w głowę, czy poszczególne sekwencje ekranowe zostały starannie spreparowane, czy też jakimś błogosławionym zrządzeniem losu natura pomogła Skolimowskiemu w realizacji jego wizji artystycznej - przypomnijcie sobie o tym, gdy nad głową przemierzającego las osiołka dostrzeżecie tego czy innego lisa bądź w trakcie scen, w których zachowanie IO wydaje się niezaaranżowane. Hipnotyzm wizualny jest także pokłosiem fenomenalnej pracy odpowiedzialnego za zdjęcia Michała Dymka, w którego rękach kamera a to tańczy przyprawiający o zawrót głowy taniec, a to nieustannie powraca do medytacji nad oczami zwierzęcia; operator pozwala sobie również na zanurzanie widza w onirycznych ujęciach rodem z koszmaru, w których króluje niemalże zatrważająca swoją intensywnością czerwona barwa. Dobrze sprawdza się bombardująca nas monumentalnością muzyka Pawła Mykietyna, choć z drugiej strony zrodzi ona pytania o zasadność zastosowania jej w subtelniejszych na poziomie fabularnym sekwencjach. Wśród aktorów największe pole do popisu dostała Drzymalska, która w rewelacyjny sposób oddała uczucia, jakimi jej Kasandra darzy osiołka; to mieszanka czułości, empatii i dającej im kontrast naiwnej tudzież niedojrzałej miłości. Reszta członków obsady pojawia się na ekranie na krótko, lecz warto odnotować intencjonalnie przerysowany i zapadający w pamięć występ legendy francuskiego kina, Huppert. 
Aneta i Filip Gębscy/Gutek Film/Skopia Film/Recorded Picture Company
Jerzy Skolimowski w IO chce roztoczyć przed widzem emocjonalne spektrum - najnowszy film polskiego reżysera to skrupulatnie wyważona mikstura wzruszenia, sentymentów, czułości, ale także niepokoju i strachu. Twórca nie ma dla nas kojącego duszę balsamu; nie dzieli się także z odbiorcą kinowym testamentem, który w zamyśle miałby być przekazany kolejnym pokoleniom jego naśladowców. Skolimowski roku 2022 to wciąż poszukiwacz środków artystycznego wyrazu i niedościgniony mistrz eksperymentowania z formą. Nadal chce iść na pohybel konwencyjnym normom i utartym schematom, podchodząc do reżyserskiego rzemiosła bez kompromisów i z tak charakterystyczną dla niego brawurą. Ta realizacyjna wirtuozeria nie przypadnie do gustu każdemu widzowi - część z nich z całą pewnością włoży zabiegi autora do szufladki z napisem "odrealnione dziwactwa". Warto jednak pokusić się o to, abyśmy wszyscy razem spróbowali w zadumie nad IO odnaleźć porozumienie. Cierpimy przecież na niedostatek filmów, które w tak walnym stopniu przypominałyby o tym, jak ważna jest dziś pielęgnacja kinowego doświadczenia i oryginalnych pomysłów. W dobie ekranowej ekonomii niekończącego się przemiału dobrze jest poczuć moc zmiany perspektywy. Moc dostrzeżenia nowych horyzontów.  Recenzja została pierwotnie opublikowana 22 lipca. Podbito ją na stronę główną z uwagi na premierę filmu w kinach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj