IO - recenzja filmu [Nowe Horyzonty 2022]
Data premiery w Polsce: 30 września 2022IO w reżyserii Jerzego Skolimowskiego to film, którego piękno wyłania się z prostoty historii. Uniwersalny charakter tej opowieści może solidnie poruszyć - wszystko zależy jednak od przyjętej perspektywy.
IO w reżyserii Jerzego Skolimowskiego to film, którego piękno wyłania się z prostoty historii. Uniwersalny charakter tej opowieści może solidnie poruszyć - wszystko zależy jednak od przyjętej perspektywy.
IO to jeden z tych filmów, o które po seansie toczy się zaciekłe boje. Czego właśnie doświadczyłeś? Uczucia wszechogarniającego smutku? Narastającej w tobie z trudnych do zrozumienia przyczyn rozpaczy? Pogłębionej refleksji nad naturą i gatunkiem ludzkim? A może formalna dezynwoltura tego dzieła sprawiła, że przeszedłeś obojętnie wobec wędrówki tytułowego osiołka? Istnieje duże prawdopodobieństwo, że dla wielu widzów produkcji wrażenia z pokazu zastygną gdzieś na cienkiej granicy rozczarowania i zachwytu. Nie mogło być jednak inaczej, skoro reżyser Jerzy Skolimowski w swojej nagrodzonej na festiwalu w Cannes historii opowiada właśnie o rozgoryczeniu i podziwie; rozczarowanie przynosi człowiek, wydawałoby się nieuchwytne drobinki szczęścia - zwierzęta. Wielki mistrz kina wraca do świata X Muzy jako wizjoner wołający na pustyni ludzkich przywar. Robi to tak subtelnie i bezkompromisowo, że IO wymyka się próbie jednoznacznej klasyfikacji gatunkowej. Produkcji najbliżej chyba do traktatu egzystencjalnego z wpisanym weń nieodłącznie przekazem proekologicznym, lecz nie pomylisz się specjalnie, jeśli w tym filmie dostrzeżesz publicystyczną rozprawę nad kondycją współczesnej cywilizacji i przemijającej na naszych oczach natury czy uniwersalną przypowieść o wielu wymiarach otaczającej nas rzeczywistości. Skolimowski w swoim stylu burzy ściany artystycznych ograniczeń, przez co jego historia przybiera kształt kinowego eksperymentu. Takich filmów-doświadczeń jest w dzisiejszej X Muzie jak na lekarstwo. Autentycznego, głęboko osadzającego się w nas samych wzruszenia - jeszcze mniej.
Nowa opowieść polskiego artysty - także dzięki jego własnym słowom - została przez część obecnych w Cannes krytyków określona mianem współczesnej "interpretacji" niezwykle poruszającej produkcji Na los szczęścia, Baltazarze! z 1966 roku. Mam jednak z tym podejściem pewien problem: Skolimowski zapożycza od Roberta Bressona jedynie sam pomysł na historię w postaci podróży osła i zaprzęga do pracy surrealizm w taki sposób, że możemy go identyfikować jako swoisty hołd dla francuskiego "malarza filmów"; bardziej więc "wariacja" niż "interpretacja". Tytułowe IO to onomatopeja - z jednej strony imię zwierzęcia, z drugiej wydawane przez nie, charakterystyczne rżenie. Pierwszy raz usłyszymy je w cyrku, w którym osiołek występuje przed publicznością wraz z bodajże jedyną osobą przejętą jego losem, Kasandrą (Sandra Drzymalska). Bieg wydarzeń sprawia jednak, że IO rozpoczyna zupełnie nieoczekiwaną wędrówkę: trafia do stadniny koni, ośrodka terapeutycznego dla niepełnosprawnych dzieci, na stadion, na którym kibice zwycięskiej drużyny dostrzegają w nim przynoszącą szczęście maskotkę, do okrutnego hodowcy lisich futer, kierowcy tira (Mateusz Kościukiewicz) i włoskiego księdza, pasierba lokalnej magnatki (Isabelle Huppert); ostatni etap tej podróży jest z kolei tyleż spodziewany, co przejmujący. W sekwencjach, w których surrealizm na modłę Bressona tańczy tango z elementami realizmu magicznego, Skolimowski zostawia widzom niedopowiedzenia. Nie jest do końca jasne, w jaki sposób osioł pokonuje niektóre odcinki podróży; zabiegi realizacyjne siłą rzeczy sprawiają, że jedność miejsca i czasu zostaje systematycznie rozbijana. Z artystycznego punktu widzenia ta pułapka ma jednak cudownie odświeżającą moc sprawczą - reżyser chce przecież, byś na świat przedstawiony popatrzył nie ludzkimi, a oślimi oczami. Tylko w ten sposób dostrzeżesz w nich odbicie banalności życia. A przy okazji jego być może najistotniejsze emanacje: smutek i piękno.
Dzięki poluzowaniu czy wręcz zrzuceniu gorsetu ograniczeń formalnych Skolimowski może szkicować swoją historię poprzez nakładanie na siebie różnorodnych warstw estetycznych, absolutnie nieoczywistych, a jednak wzajemnie się dopełniających. W tych zabiegach reżyser nie jest tak liryczno-poetycki jak Bresson i nie chce z pozycji mędrca dzielić się z odbiorcą moralitetem. Interesuje go bardziej to, co subtelne i pozostające poza wszelkim słowem. Jak nazwać stan, w którym właśnie znajduje się IO? Co może czuć zwierzę? Dlaczego w jego głowie wciąż dźwięczy łagodny głos Kasandry? Z jakich powodów decyduje się na nie do końca impulsywne ucieczki? Pytania te stawiane są zaraz obok dyskretnych diagnoz współczesnej cywilizacji. W tej materii Skolimowski ma dla nas kilka gorzkich słów: istotą, która najbardziej przyczynia się do rozerwania kręgu życia, jest właśnie człowiek, ten sam, który zanurzony w powtarzalności schematów codzienności zatracił w sobie umiejętność pełnego respektu obcowania z naturą. Reżyser idzie jednak krok dalej i z wyjątkową precyzją przygląda się innym ważkim zjawiskom współczesnej rzeczywistości - sytuacji imigrantów, jaskiniowej agresji napompowanych testosteronem kiboli czy rozbijaniu siatki relacji międzyludzkich. Jest przy tym bacznym obserwatorem sztuki życia, przez co momentami wzruszające losy osiołka przeplatają się na ekranie z aspektami humorystycznymi, by przywołać w tym miejscu satyrę na dzisiejsze mieszczaństwo, wiarę w przesądy bądź wyśmianie wyjętych żywcem z epoki PRL-u postaw pracowniczych. Jeśli wspólnym mianownikiem dla podróży IO jest pogoń za tym, co bezpowrotnie odeszło, w wędrówce Skolimowskiego będzie to chyba tęsknota za wolnością i równowagą odmiennych sfer istnienia. Nie jestem pewien, czy ich czyste formy na zawsze przeminęły. Wiem jednak, że mało kto poszukuje ich z taką finezją jak polski reżyser.
Nie mam cienia wątpliwości, że IO jest jednym z najbardziej intrygujących filmów ostatnich lat w odniesieniu do styku warstw wizualnej i technicznej. Wielu widzów będzie zachodzić w głowę, czy poszczególne sekwencje ekranowe zostały starannie spreparowane, czy też jakimś błogosławionym zrządzeniem losu natura pomogła Skolimowskiemu w realizacji jego wizji artystycznej - przypomnijcie sobie o tym, gdy nad głową przemierzającego las osiołka dostrzeżecie tego czy innego lisa bądź w trakcie scen, w których zachowanie IO wydaje się niezaaranżowane. Hipnotyzm wizualny jest także pokłosiem fenomenalnej pracy odpowiedzialnego za zdjęcia Michała Dymka, w którego rękach kamera a to tańczy przyprawiający o zawrót głowy taniec, a to nieustannie powraca do medytacji nad oczami zwierzęcia; operator pozwala sobie również na zanurzanie widza w onirycznych ujęciach rodem z koszmaru, w których króluje niemalże zatrważająca swoją intensywnością czerwona barwa. Dobrze sprawdza się bombardująca nas monumentalnością muzyka Pawła Mykietyna, choć z drugiej strony zrodzi ona pytania o zasadność zastosowania jej w subtelniejszych na poziomie fabularnym sekwencjach. Wśród aktorów największe pole do popisu dostała Drzymalska, która w rewelacyjny sposób oddała uczucia, jakimi jej Kasandra darzy osiołka; to mieszanka czułości, empatii i dającej im kontrast naiwnej tudzież niedojrzałej miłości. Reszta członków obsady pojawia się na ekranie na krótko, lecz warto odnotować intencjonalnie przerysowany i zapadający w pamięć występ legendy francuskiego kina, Huppert.
Jerzy Skolimowski w IO chce roztoczyć przed widzem emocjonalne spektrum - najnowszy film polskiego reżysera to skrupulatnie wyważona mikstura wzruszenia, sentymentów, czułości, ale także niepokoju i strachu. Twórca nie ma dla nas kojącego duszę balsamu; nie dzieli się także z odbiorcą kinowym testamentem, który w zamyśle miałby być przekazany kolejnym pokoleniom jego naśladowców. Skolimowski roku 2022 to wciąż poszukiwacz środków artystycznego wyrazu i niedościgniony mistrz eksperymentowania z formą. Nadal chce iść na pohybel konwencyjnym normom i utartym schematom, podchodząc do reżyserskiego rzemiosła bez kompromisów i z tak charakterystyczną dla niego brawurą. Ta realizacyjna wirtuozeria nie przypadnie do gustu każdemu widzowi - część z nich z całą pewnością włoży zabiegi autora do szufladki z napisem "odrealnione dziwactwa". Warto jednak pokusić się o to, abyśmy wszyscy razem spróbowali w zadumie nad IO odnaleźć porozumienie. Cierpimy przecież na niedostatek filmów, które w tak walnym stopniu przypominałyby o tym, jak ważna jest dziś pielęgnacja kinowego doświadczenia i oryginalnych pomysłów. W dobie ekranowej ekonomii niekończącego się przemiału dobrze jest poczuć moc zmiany perspektywy. Moc dostrzeżenia nowych horyzontów.
Recenzja została pierwotnie opublikowana 22 lipca. Podbito ją na stronę główną z uwagi na premierę filmu w kinach.
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat