Serial Diane Ruggiero i Roba Thomasa w tym roku stabilnie utrzymuje się na wezbranych wodach ramówki stacji CW. Pomysł, który w gruncie rzeczy w nowym sezonie powinien stopniowo się wytracać, jak na złość wciąż trąci świeżością, zabawą i – no właśnie – pomysłowością. Choć czwarty odcinek iZombie ostudził trochę emocje, stawiając na stopniowe rozwinięcie wątków, to piąty znów serwuje nam nie tylko sporo wisielczego humoru, ale również tak po prostu – dużo frajdy. W Even Cowgirls Get the Black and Blues Liv spożywa mózg tytułowej piosenkarki country. Nasza zombiaczka żyje obecnie na skraju emocjonalnej przepaści. Major wciąż traktuje ją z dystansem, wręcz unikając jakichkolwiek kontaktów z nią, a osamotnione urodziny dobitnie pokazały, w jak złym położeniu dziewczyna się znajduje. Przez to chwile, kiedy jej nowa osobowość wyraża swoje uczucia poprzez tekst piosenki, są w tym przypadku nad wyraz pomocne. Przy okazji możemy poznać kolejny z talentów Rose McIver - jej piękny głos. Twórcy serialu postanowili jednak nie torturować nazbyt ani Liv, ani widzów. Stosunki z Peyton po jej powrocie układają się świetnie, zważywszy na okoliczności rozstania dwóch przyjaciółek w ostatnim sezonie. Nawet sytuacja z Majorem ulega diametralnej poprawie, a wszystko dzięki temu, że mężczyzna osiągnął swój limit psychicznego dna. Scenarzyści dosyć szybko rozwiązali tę kwestię, sprowadzając narkotykowy problem Lilywhite’a do zaledwie trzech odcinków. Od początku można było wyczuć pochopność we wprowadzeniu tego motywu. W rezultacie jednak otrzymujemy ciekawie rozpisaną scenę, w której Major przypadkowo konfrontuje swój problem z dilerami, których sam kiedyś chciał odciągnąć od narkotyków. Mocna scena uderza w najczulsze miejsca nie tylko odbiorców, ale również samego Lilywhite’a, który w końcu bierze się za bary ze swoim uzależnieniem. Zdaje się, że twórcy wciąż nie mają pomysłu na powrót Peyton. Jej ponowne pojawienie się na ekranie było nieuniknione, lecz scenarzyści ewidentnie stawiają ostrożne kroki wokół tej postaci. Jej powiązanie z samym Blainem, jeśli zostanie odpowiednio poprowadzone, może się okazać strzałem w dziesiątkę, na razie jednak trudno orzec, jak ten wątek się potoczy i czy będzie on tak dobry, jak można przypuszczać. No url Piąty odcinek iZombie w pewnym sensie prezentuje konsekwencje decyzji podjętej przez Majora. Mężczyzna postanawia w końcu wyjść naprzeciw nie tylko swoim kłopotom, ale również uczuciom. Fani shipujący Mojora z panną Moore będą przynajmniej w minimalnej części usatysfakcjonowani – do czasu, aż zadziała trzeźwe myślenie Liv i umieści ona swojego byłego ponownie w strefie przyjaźni. Lecz nie zapominajmy, że każdy dobry wątek miłosny potrzebuje nieco starego, dobrego odwlekania. Ponadto Major ponownie powraca do roli ratownika zagubionych dusz, tym razem pod postacią trenera dziecięcej drużyny koszykówki. Duża w tym zasługa Liv i jej umysłowego lunchu. Rola dobrego faceta po prostu pasuje panu Buckleyowi i w takim wydaniu lubię go najbardziej. Nie zapominajmy także o walce wieczoru. Wspólna scena Rahula Kohli i Davida Andersa jest zdecydowanie jedną z najzabawniejszych scen tego sezonu (jeśli nie całego serialu). Ich walka o Utopię w rytmach Friday I’m in Love The Cure to kombinacja wspaniałych dokonań slapsticku. Warto zwrócić uwagę na fakt, iż skażona Utopia „awansowała” do roli niezawodnej broni przeciw zombie. Ostatnio twórcy skutecznie naświetlają problem drugiego oblicza zombizmu, a eksperymenty prowadzone przez firmę Maxa Ragera tylko proszą się o rozpętanie zombie apokalipsy. Biologiczna broń przeciw żywym trupom pojawiła się w alarmującym momencie. Czy Ravi będzie zmuszony ujawnić tę metodę walki szerszemu gronu zainteresowanych? W niepokojącym kierunku zmierza także prywatne śledztwo Clive’a, który pragnie odkryć prawdę stojącą za wydarzeniami w Meat Cute. Ten bohater jednak za długo przebywał w oparach niewiedzy. Nadszedł najwyższy czas, aby stopniowo wprowadzić go w „nieumarły sekret”. iZombie utrzymuje wyśmienitą formę. Każdy tydzień oferuje nam nową Liv, a jak na razie twórcy konsekwentnie udowadniają, że żadna osobowość nie jest dla nich nieprzemyślanym zapychaczem czasu. Poboczne wątki również nie są zostawiane samym sobie i nawet postać Clive’a Babinaux powoli staje się coraz bardziej istotna. Tak trzymać!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj