Choć święta kojarzą się przede wszystkim z kolorowymi światełkami, podbudowującymi piosenkami i mężczyznami z nadwagą przebranymi w stroje komercyjnych świętych, to dla wielbicieli seriali oznaczają jeszcze jedno: chwilową przerwę od swoich ulubieńców. Owo rozstanie tym bardziej rozgrywa się w atmosferze zniecierpliwienia i rozemocjonowania, gdyż właśnie w tych „ostatnich” chwilach twórcy decydują się na zrzucenie cliffhangerowej bomby na swoich odbiorców. Z iZombie nie jest inaczej. Choć są to małe niespodzianki, to jednak wciąż pozostawiają widzów w poczuciu konsternacji i niedowierzania. W Seattle wrze od przygotowań do Gwiazdki, ale nie wszystkim dane będzie jej doczekać. Kiedy więc pierwsza scena prezentuje odbiorcom epizodyczną postać mściciela w kostiumie superbohatera, który ratuje pewną kobietę z opresji, mocno trzymamy kciuki, żeby skończył martwy na koronerskim stole. Postać Chrisa Allreda to furtka nie tylko dla zabawy niepodważalnym talentem Rose McIver, ale również do wysunięcia na pierwszy plan geekowego umysłu Raviego. Oba pomysły wypadają – oczywiście - bezbłędnie. Liv świetnie odnajduje się w roli etatowego mściciela w masce, a w stroju superbohaterki prezentuje się równie wspaniale co Oliver Queen. Mimo iż często uśmiechamy się podczas wspomnianych scen, to jednak nie da się ukryć, że Cape Town utrzymany jest w dosyć przygnębiających barwach. Nawet superbohaterski leitmotiv uzyskuje swoje ponure wybrzmienie – poczucia niesprawiedliwości i zwyczajnej bezsilności w opozycji do silniejszych i bardziej bezwzględnych (w tym konkretnym przypadku pana Bossa). Drugosezonowy antagonista z chwili na chwilę staje się jednym z moich ulubionych złoczyńców, przede wszystkim przez bezczelność i ironiczne zachowanie. Co prawda tych samych cech można się doszukać w postaci Vaughna du Clarka, lecz mimo wszystko ci panowie poruszają się w odmiennych kategoriach nikczemności. No url Podoba mi się, iż motyw związku człowieka z zombie jest ukazywany pod różnymi kątami. W ostatecznym rozrachunku brak seksu to najmniejsza przeszkoda, z jaką muszą uporać się Liv i Major. Ostatnia osobowość Moore sporo namieszała w ich odnowionym statusie. Zombiaczka czuje się niezrozumiana i oszukana, podczas gdy jej chłopak, o ironio, odczuwa dokładnie to samo – choć ze swojej własnej, męsko-ludzkiej perspektywy. Zetknięcie go z Natalie, zombie-prostytutką z moralną depresją, było świetnym posunięciem ze strony scenarzystów. Major uzyskał zdystansowany wgląd w najmroczniejsze oblicze zombie egzystencji, a widzowie chwilę refleksji nad udramatycznioną stroną serialu. Najgorsze skutki uboczne zombizmu od początku wisiały nad główną bohaterką niczym czarne chmury zwiastujące burzę. Ostatnimi czasy były częściej naświetlane przez scenariusz, lecz w przeważającej części zostały przytłoczone przez humorystyczne aspekty iZombie. Natalie dobitnie przypomina swoja osobą, iż problem ten jest boleśnie nieustanny. To jednak nie jedyny dramat, jaki rozegrał się na przestrzeni 42 minut. Brutalna rzeczywistość uderza w Moore z całą swoją siłą. Clive, choć w swych intencjach prawy, wyrządza swoją decyzją ogromne szkody w psychice Liv. Co prawda doświadczymy tego dopiero po powrocie iZombie z emisyjnej przerwy, ale już teraz można się spodziewać kilku emocjonalnych ujęć. Co zrobi Liv w obliczu tylu przerażających wizji? Ponadto twórcy zaskoczyli mnie, nie budując cliffhangera wokół eksperymentów Maxa Ragera. Zamiast tego postanowili zwrócić się w stronę lekarstwa – a może bardziej jego braku – na zombizm. Cofnięcie jego skutków może odmienić losy wielu bohaterów o 180 stopni. To oznacza wiele ciekawych odcinków w 2016 roku, jednak na ten zwrot w akcji będziemy zmuszeni jeszcze chwilę poczekać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj