Przyszłość nie wygląda najlepiej. Wprawdzie u części ludzkości rozwinęły się nadprzyrodzone zdolności, ale narobiły one więcej szkody niż pożytku. W roku 2059 mamy dwie frakcje: ślepców i jasnowidzów. Ci pierwsi to zwykli obywatele, ci drudzy to przestępcy. Ściganym jest się bowiem za samo bycie "innym"; nie trzeba nawet swoich wyjątkowych mocy wykorzystywać.
Paige Mahoney, główna bohaterka Czasu Żniw, jest – zgodnie ze wszystkimi znanymi nam motywami – wybranką; osobą, która nie tylko posiada wyjątkowe zdolności, ale też są one potężniejsze niż u większości. Zaatakowana w dzieciństwie przez poltergeista, zrozumiała, że jest Bladą Śniącą, najwyższą kategorią jasnowidza. Prawdopodobnie w ciągu planowanej na 7 tomów serii przyjdzie Mahoney zostać rewolucjonistką i zmienić panujące na świecie zasady.
Czas żniw, podobnie jak niegdyś Kamień filozoficzny, ledwie wprowadza nas w świat kreowany przez autorkę. Choć dzieło Shannon to opasłe tomiszcze, wydaje się, że wciąż zostało do opowiedzenia bardzo wiele historii. To po części zasługa jej zgrabnego języka, ale z drugiej strony - również świetnie przemyślanej i opisanej wizji przyszłości. Powieść otwiera broszura z siedmioma kategoriami jasnowidzenia, każda z nich ma po dwie formy, a te z kolei jeszcze kilka różnych odmian. Łatwo się tu zgubić, szczególnie na początku, ale dbałość o szczegóły robi piorunujące wrażenie. Tym bardziej że wiele elementów, które się pojawiło, na pewno odegra większą rolę w kolejnych częściach.
Przyszłość rysowana w Czasie Żniw przywodzi na myśl skrzyżowanie wspomnianej już sagi o "Harrym Potterze", Igrzysk śmierci i… "Roku 1984" Orwella. Włamywanie się do ludzkich umysłów czy manipulowane wspomnieniami sprawia, że zwany tutaj Sajonem Londyn wydaje się bardziej niebezpieczny niż kiedykolwiek. Rzeczywistość jeszcze bardziej ponurą czyni niemal brak jednoznacznie pozytywnych postaci. Dominują tutaj odcienie szarości, włączając w to Mahoney, która skrywa parę niecnych sekretów.
Matrix spotyka Doktora Who. Dystopiczna rzeczywistość wzbudza niepokój, ale jednocześnie trudno się od powieści Shannon oderwać i nie czekać na dalszy ciąg. To właśnie w tych dwóch tytułach upatruję największego podobieństwa do powieści Samanthy Shannon. Cyberpunkowa rzeczywistość, wykreowana przez braci Wachowskich, miesza się tu z lekką nutą brytyjskiego humoru. Choć to dopiero debiut 22-letniej autorki, jej powieść wydaje się nieco dojrzalsza niż wspomniane wcześniej książki J.K. Rowling i Suzanne Collins. Shannon z nimi będzie miała jednak coś wspólnego – założę się, że niedługo pojawi się filmowa adaptacja, w której będzie można zobaczyć, jak Hollywood spłyca znakomitą historię z oryginału.